Pisałem to wielokrotnie, ale nie każdemu chce się mnie czytać i nadrabiać masę notek.
Więc może przypomnę wszystkim.
Wchodzę na czat z... hmm.. przyzwyczajenia, że spotkam tam swoich znajomych. Rozmawiamy o swoich sprawach, czasem przekrzykujemy się na pokoju. Gdybym ich nie miał, na pewno wchodziłbym tu rzadziej lub wcale. Szukam tu rozmowy, towarzystwa, flirtu. Czasem potrzebuję po prostu zajmującej mnie strony, otwartej obok oglądanego filmu. Nie biegam i nie szukam sobie atrakcji, spędzam czas w swoim gronie, tam gdzie mnie znają. Kiedy mam ochotę pograć - gram, kiedy mam chęć wyjść z domu - wychodzę, kiedy mam chęć popisać z kimś - wchodzę na czat. Zajmuje mi to czas zamiast telewizora, fejsa czy telefonu. Chętnie czytam też z jakimi problemami przychodzą tam ludzie. Czasem pomagam, czasem przeganiam, czasem uświadamiam ich, że żalenie się tutaj nie ma sensu ani celu. Czasem zwyczajnie patrzę jak ktoś inny ich wyśmiewa, często dotkliwiej i podlej niż ja. Kiedy nie chce mi się tu wejść - nie wchodzę. I to chyba wszystko.
***
A teraz trochę pieprzenia.
Mój mózg wziął się za reorganizację wspomnień o wsi. Śniło mi się, że chodziłem, jak to się u nas mówi ''po zastodolach'' domów, na naszej wiosce. To takie podwórka za domami i budynkami gospodarczymi, łączące się często już z łąkami i polami, czasem prowadzą do ogródków czy sadów. Było to wieczorem, ludzie chodzili nosząc jakieś rzeczy... Część siedziała
w altanach przy stolikach. Gratis dostałem około 15 gadających kotów. Takich zwykłych, różnej maści dachowców, z tym,
że kiedy nikogo nie było, gadały do mnie. Niestety nie pamiętam co. Pamiętam, że była tam biała kocica z bursztynowymi oczami, którą pytałem o szczegóły czegoś, a potem kazałem im uciekać, bo gospodarz ma zamiar je poprzeganiać lub zastrzelić. (Mrówciu, kochanie, zmień tabletki, które bierzesz.)
Wcześniej wielokrotnie śniłem o łąkach zalanych wodą. O rzece, która wylała. Dziś chodziłem po groblach, lesie, a po horyzont widziałem zalane trawy i lasy okalające poszczególne ''jeziora''. Tak mocno ciemno-zielone. W wodzie odbijało się szare niebo. Unikałem wchodzenia do wody. Wiedziałem, że jest głębsza niż wygląda. Zobaczyłem ten widok z góry, jakbym sunął kilka metrów nad wodą. Nie było tam skrawka suchego lądu. Potem szedłem trzymając w ręce jakiś długi patyk, wbijając go przed sobą w ziemię i wodę. Szukając drogi innej niż na przełaj. Do innej wsi. A skąd wiedziałem, by nie wchodzić do wody? Kiedyś śniło mi się, że w podobnym miejscu topię się w rzece, próbując złapać się wysokiego brzegu, rwąc z niego trawę i osuwającą się ziemię. Kalecząc sobie dłonie i ześlizgując się znów, krztusząc wodą. Miałem w myślach nazwę tego miejsca mimo, że realnie ono tam nie istnieje. Zawsze śnię ten sam świat, realny, pola, miasta, kościoły, ale miejsca są zmienione - zawsze w ten sam sposób. Zawsze wiem, że śnię.
Innym razem śniło mi się, że moją rodzinną miejscowość nawiedziła powódź, realnie to niemożliwe.
Potrzebuję ochłonąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią.
Z przyjemnością wykorzystam Twoje wskazówki w dalszej pracy nad blogiem.