sobota, 30 sierpnia 2014

Inspiracje

Uwielbiam takie książki, takie teksty, takie wyobrażenia.
O tym pośrednio dziś myślę.

Dzielę się kawałkiem lektury:

''(…)
Ściany były z szorstkiego starego drzewa; nie zauważył tego przez całe to płótno, udrapowane tu i tam, zwisające na hakach, spiętrzone na meblach, zwinięte w bele. Dziwne płótno: bardzo kolorowe, ale te kolory nie tworzyły żadnego wzoru. Po prostu plotły się tam i z powrotem, zmieniały odcień i barwę... szeroki pas błękitu, kilka wąskich pasemek zieleni, przeplatających się i krzyżujących ze sobą... (…) Zdaniem Alvina, cała tkanina była ruiną: wszystkie włókna poplątane i nierówne. Kto by nosił koszulę uszytą z czegoś takiego? W dodatku kolory ułożono całkiem przypadkowo, zmieszane razem, nie próbując nawet utkać jakiegoś wzoru czy choćby zachować regularności.
(...)
- Jeśli ten kawałek to mniej więcej historia roku - zauważył Alvin - macie tu zebrane przynajmniej dwieście lat.
- Więcej.
- Skąd wiecie o wszystkim, co się dzieje, że możecie przedstawiać to w płótnie?
- Och, Alvinie, pewne rzeczy ludzie po prostu robią... nie wiedząc jak.
- A jeśli zmienicie układ nici, czy zdarzy się coś innego?
- To nie tak - westchnęła. - To, co tu robię, nie spowoduje żadnego wydarzenia. To mnie zdarzenia odmieniają. Nic na to nie poradzisz, Alvinie.
(...)
- Chłopcze, czy nie powtórzysz nikomu? - zapytała. - Nie zdradzisz, kim jestem i co robię?
- Obiecuję.
- Ja tkam, Alvinie. Od niepamiętnych czasów wszystkie moje krewne były tkaczkami.
(…)
Dopiero teraz Alvin zauważył, że po drugiej stronie krosna nici osnowy przechodziły przez grzebień cienkich stalowych drutów. Te nici nie były kolorowe. Były całkiem białe. Bawełna? Na pewno nie wełna. Może len? Utkany materiał był tak barwny, że właściwie nie zwrócił uwagi, z czego jest zrobiony.
- Skąd się biorą kolory? - zapytał.
Nikt mu nie odpowiedział.
- Niektóre nici są luźne.
- Niektóre się urywają - dodał Ta-Kumsaw.
- Wiele się urywa - rzekła Becca. - I wiele się rozpoczyna. Taki jest wzorzec życia.
(…)
Alvin zastanowił się, czy nie mógłby po prostu przywiązać nowej nici do zerwanej i w ten sposób kogoś ocalić. Poszukał szpulek, ale nigdzie ich nie zauważył. Nici zwisały z tylnej belki krosna napięte, jakby wisiał na nich jakiś ciężar. Jednak Alvin nie widział, skąd się biorą. Nie dotykały podłogi. I właściwie się nie urywały. W jednym miejscu sunęły naprężone i długie,
a kawałek dalej nie było już żadnych nici. W ogóle niczego nie było. Osnowa wysuwała się znikąd i ludzkie oczy w żaden sposób nie mogły zobaczyć, gdzie się zaczynała.
(...)
Każda z tych nici się urywa, kiedy umiera człowiek. I jakoś zaczyna się nowa, kiedy na świat przychodzi dziecko. Kolejne włókno wybiegające z pustki.
- To się nigdy nie kończy - powiedziała Becca. - Zestarzeję się i umrę, Alvinie, ale tkanina przetrwa.
(…)
- Panno Becco - zapytał Alvin. - Po co to robicie, jeśli nie wpływacie na wydarzenia?
Wzruszyła ramionami.
- Taka praca. Każdy ma jakąś pracę do wykonania, a ta jest moja.
(...)
- Czy trwa to wiecznie?
- Odkąd mężczyźni i kobiety umieją tkać, to płótno przesuwa się przez krosno.
- Ale nie to krosno. To jest nowe.
- Zmieniamy je od czasu do czasu. Nowe budujemy wokół starego. Tym zajmują się mężczyźni z naszego rodu.
(...)
- Nie próbuj tego zrozumieć, Alvinie. Ja już dawno zrezygnowałam. Ale czy nie jest przyjemnie wiedzieć, że wszystkie nici życia splatają się w jedną wielką tkaninę?
- A kto tka dla Czerwonych, którzy odeszli na zachód? - spytał Alvin. - Te nici się oderwały.
- To moja córka zaniosła krosno na zachód.
- I pozwoliliście odejść swojej córce?
- Tak jak któraś z moich babek, siedząc przy starym krośnie, pozwoliła swej córce odpłynąć za ocean pod czujnym okiem ojca. Tak. Pozwoliłam. - Becca uśmiechnęła się smutnie. - Wszyscy mamy pracę do wykonania, ale nie istnieje taka, za którą nie trzeba płacić. Kiedy Isaac ją zabierał, siedziałam już przy tym krośnie. Wszystko, co się zdarzyło, było dobre.
- Skoro wasza córka odeszła, kto zajmie wasze miejsce?
- Może zjawi się inny mąż. Taki, który zostanie w tym domu, zbuduje dla mnie nowe krosno, i drugie dla córki jeszcze nie narodzonej.
- A co wtedy będzie z wami? Co będzie z wami, kiedy wasza córka zajmie to miejsce?
- Nie wiem - odparła Becca. - Ale legenda głosi, że odchodzimy tam, skąd biorą się nici.
- I co tam robicie?
- Przędziemy.
Alvin spróbował sobie wyobrazić matkę Bekki, jej babkę i wszystkie kobiety z rodu, jak siedzą przy kołowrotkach i ciągną
z wrzecion nici surowe i białe. I te nici suną gdzieś, znikają, póki się nie zerwą. A może kiedy taka nić się zerwie, one ją chwytają, chwytają całe ludzkie życie, i rzucają na wiatr, a nić potem opada i wplata się w czyjeś krosno. Życie na skrzydłach wiatru, schwytane i utkane w tkaninę człowieczeństwa, zrodzone w dowolnej chwili, potem usiłujące przedostać się do płótna, wpleść się w jego moc. A kiedy sobie to wyobraził, wyobraził też sobie, że zrozumiał coś z tej tkaniny. Zrozumiał, że tym jest mocniejsza, im mocniej wplata się w nią każda z nici. Te, które przesuwały się po wierzchu, z rzadka tylko nurkując w splot, nie siły dodawały, lecz koloru. Te zaś, których barwa była prawie niewidoczna, wszystkie sunęły pomiędzy innymi nićmi
i wiązały je razem. W nich tkwiło dobro. Od dzisiejszego dnia już zawsze, gdy Alvin zobaczy spokojnego, ledwo zauważanego skromnego człowieka, który jednak wiąże i zespala całe życie wioski czy miasta, powita go w milczeniu. A w głębi serca złoży mu hołd, gdyż będzie wiedział, że takie właśnie życie czyni tkaninę wytrzymałą, a splot gęstym.''

Orson Scott Card - ''Alvin Stwórca'' - 02 ''Czerwony Prorok''

O nieuchronności losu

Wiecie, że uwielbiam podliczać.
Schodki, obelgi, użycie danego wyrażenia w kłótniach, pieniądze. Cokolwiek.

Noo ii.. dziś sobie podliczyłem ile razy użyto w stosunku do mnie (pisemnie, żeby było pewniejsze), powiedzmy...
przez okres ostatnich dwóch miesięcy, słów: ''masz rację''.

Tak więc.. miałem rację: 22 razy.

Jaki jest najprostszy sposób, by się nie mylić? Nie wyrażać sądów, które mogą być błędne. Banalne: dziś będzie słonecznie lub dziś nie będzie słonecznie. Prawda? Prawda. Nie rozumiem zatem, co mogłyby być zadziwiającego w mojej nieomylności. Zazwyczaj bardzo się staram przedstawiać odpowiedzi tak jak wróżby z kart. Powyższym schematem. Może być tak, ale może też być inaczej, bo zależy to od wielu rzeczy.

W myśleniu nie jest ważny skutek. W myśleniu jest ważna droga.
Cała sztuka w tym, by odkrywać nowe drogi, widzieć je wszystkie.

Dla mnie to jeden ze schematów życia - stoję po środku zielonej równiny, widzę nad sobą półokrągłą kopułę nieba, a z punktu, w którym się znajduję, wychodzi masa dróg. Długich, poplątanych, biegnących aż po pieprzony horyzont. Później wyobrażam sobie te ścieżki biegnące w powietrze i wgłąb ziemi. Rozchodzą się, mnożą, aż w końcu są tak gęsto zapętlone, że wypełniają wszelką przestrzeń i każdy czas. Kiedy żyjesz, nie biegniesz tylko jedną z nich, a wszystkimi. Po kawałku każdej. Przesuwasz się tylko w tej plątaninie, w różnych kierunkach na różną odległość. W ten sam sposób, wedle tego samego wzoru. Tak jak splatają się życia i zdarzenia, tak jest budowany twój los. Twoja droga.

Mogę więc powiedzieć, że tutaj nie można mieć racji i nie można się mylić. Można się tylko przesuwać na tej wielowymiarowej siatce, swobodnie, ale dokładnie wedle planu, który powstał z chwilą, gdy powstał nasz świat.
Wszystko co się do tej pory działo, dążyło do tego momentu. Każde nasze doświadczenie kazało nam się tu znaleźć. Każda nasza myśl postawiła nas w końcu w tym miejscu. Może istniejemy dla samego faktu istnienia, wynikamy z samego wynikania.
Pchamy na przód kolejne pokolenia, widzimy kolejne zmiany. To nie ma żadnego końca. Przynajmniej nie ma innego niż śmierć. Kiedyś ta zmiana zajdzie tak daleko, że powstanie z nas zupełnie inny świat. Czy można to wtedy nazwać końcem?

piątek, 29 sierpnia 2014

Mrówki w kuchni

Mój pierwszy raz! Mój pierwszy raz!

Banany. W cieście naleśnikowym z cynamonem.
Nie śmiać się, że krzywe!
Dziękować Opatrzności wierzeń wszelakich, że nie wybuchły!
Życzyć smacznego. :D



Z podziękowaniami dla Edyty za pomysł. ;)

Ludzie produkowani w IKEI

Zamierzenie główne było takie, że chciałem popisać o tym co naturalne. ''Teraz ludzie strasznie szybko żyją.'' Szybko śpią, szybko jedzą, szybko się kochają. Następny proszę! ... Ale nie o to mi chodzi. Teraz ludzie, z wierzchu jak i w środku,
są identyczni.

Trendsetterzy mówią ci jak masz się ubierać. Praca mówi ci kiedy masz spać. Dieta mówi ci co i kiedy masz jeść. Społeczeństwo mówi ci jak, gdzie i kiedy masz wypoczywać. Reklama mówi ci co kupić. Państwo ustala na co cię stać. Wiesz jak masz wyglądać, jak się poruszać, gdzie wolno ci wejść i czego masz nie dotykać. Masz kalendarz, plan dnia, narzekasz na poniedziałki. Wyprowadzasz psa o siódmej rano i myjesz zęby o ósmej. Gotujesz jajka dwie i pół minuty. Jedziesz autem do pracy. Liczysz kalorie. Brudzisz sobie dłoń długopisem. Nosisz za ciasne ubranie. Sprawdzasz pogodę w internecie.
Oglądasz nową komedię romantyczną o ludzkim życiu, która w przerywnikach - pomiędzy życiem za dobrym by było twoje,
a marzeniami za drogimi by je spełniać - pokazuje ci skrót powyższych czynności w szybko przelatujących obrazkach.

Zaskakuje cię kiedy ktoś okaże wsparcie, kiedy ktoś zrobi coś ''ponad''? Kiedy ktoś się odcina lub ucieka od ludzi, kiedy wybiera coś o czym nawet nie marzyłeś nazywasz go szalonym? Dziwi cię czułość i pożądanie, których czasem doświadczasz? Chęć pomocy i brak egoizmu? Dziwi ambicja i ciężka praca? Dziwi ''dziękuję'', ''proszę'' i ''przepraszam''? Dziwi uśmiech? Zainteresowanie, ciekawość, chęć? Podziwiasz dzieci za ich beztroskę, spontaniczność, radość? Bywasz zdziwiony?
Bo ja już nie.

***

Coraz częściej obce jest Nam wszystko to, co nazywamy sami istotą człowieczeństwa.
My, ten chory gatunek. Grunt to upadać na kolana z dumą.
Duma to defekt genetyczny.

Czy oni coś w ogóle czują? Czy istnieje sposób by się wyłamać, czy inne życie zostało już tylko formą hipsterstwa/buntu/sztuki? Kiedy oni zdejmują te zmęczone twarze na pokaz? Mają jeszcze cokolwiek w środku?

***

Jakoś nagle, w parę lat zaledwie, dostrzegłem, że nie warto niczego oczekiwać. Jeśli dostaniemy za dużo i to stracimy, to pozostaniemy nieszczęśliwi. Niezadowoleni, że mogliśmy i powinniśmy mieć więcej. I tak... To, co jest dla mnie naturalne, okazało się naiwnością i przesadą. Mój plan dnia jest chorobą. Moje marzenia niezaspokojonymi kiedyś potrzebami.
Nie pasuję do nikogo swoim życiem. Mam tak dużo zasad, schematów, planów, ułożonych serii zdarzeń, których przebieg wymuszam.. A mimo to nie wpasowuję się w tę większą... nienaturalność? nadnaturalność? normę?

Zdecydowanie potrzebuję kursu z bycia człowiekiem współczesnym.

Afterparty

Co można robić o 5:15 w piątek?
Wybierać sobie motywy do przeglądarki.
Zastanawiać jak długo i po co pali się światło w łazience.
I rozważać długą kąpiel.

***

Pamiętacie te wszystkie amerykańskie filmy, w których piszący coś bohater siedzi w ciemności, z twarzą oświetloną tylko blaskiem monitora, a na ekranie pojawia się migająca ''zacznij-pisać-kreska''? To nie tak u mnie wygląda. Jest mniej dramatycznie i nastrojowo. Mam mokre włosy, zapalone światło i ręcznik na ramieniu. Tyle wstępu wystarczy.

Hmm.. Miałem kolejną wyrwę w życiorysie. Kolejny czas 'bywania' zamiast 'bycia'. Nie pamiętam co robiłem ostatnie dwa tygodnie. Wiem, że pisałem, wychodziłem z domu, robiłem zakupy. Ale tego nie pamiętam. Bardziej jakby ktoś mi opowiedział, że to robił, strzępkami, urywkami.

Ale nie tylko to mnie zajmuje. Nie piszę tu właśnie z powodu, że tu piszę. Hah.

Nie bawi mnie już czat. Nie wiem co się stało, ale to miejsce się zepsuło. Jak to powiedzieć... Pieprzę to? Tak. Pieprzę to. Najzwyczajniej w świecie. Do końca roku zrezygnuję. I to nie tylko z tego.

To byłoby piękne, zamknąć idealnie z końcem roku ten rozdział.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Koszmar ateisty

Wspominałem kiedyś o sąsiadach... Sąsiadkach właściwie.

Poznaliście panią obok, z głośnym telewizorem. Panią po skosie, z rozmowami na korytarzu. Panią z naprzeciwka, z masą podań, rachunków, rad, prób wtargnięcia i znajomości dozorców. Panią z góry, z małym raczkującym dzieckiem, która pali na balkonie. Panią z dołu, której przeszkadza fakt, że posiadam stopy. Panią pod nią, której coś ścieka po balkonie.

A dziś przedstawiam wam: ślepą, głuchą religijną Panią starszą, która uwielbia radio/telewizję religijną o 7 rano.

Właśnie jestem w trakcie wysłuchiwania mszy, przez zamknięte okna. I jak leże na łóżku próbując spać - słyszę dokładnie słowa kazania na dziś. W tej chwili zebrałem cały komplet sąsiadek. Sześć ścian, a każda dzielona z kimś. Przy czym Pani starsza i Pani od papierosów zajebały mi dźwiękami i petami balkon.

Ręce opadają.. Uszy opadają. <zerka wymownie w dół> Też opada.
A mimo to uwielbiam miasto.

***

Nie jestem ateistą. W sumie chyba nigdy o tym nie pisałem, ale mam jakąś godzinę zanim skończy się msza, a dźwięki klawiatury chwilowo zagłuszają słowa modlitwy. Zagłusza je też: Altaria - ''Showdown''.

Przyjmuję na wiarę hmm... pogańskie, ludowe tradycje mojej rodziny. Więc w tym sensie chyba mam jakąś wiarę, jakieś rytuały czy obrządki. Jakieś nakazy i prawa. Bardzo proste. Ze strony mojej rodziny to raczej wnioskuję z dodawania do zdarzeń, tuż po złym zachowaniu: ''Bóg mnie pokarał za złe myśli i uczynki''. Banalne: nikomu nie szkodzić, pomagać innym, cenić rodzinę, chronić swoich przed złem. Aczkolwiek obrzędy ludowe i praktyki magiczne stoją w sprzeczności z nauką kościoła... Co mnie ogromnie bawi przy pokazowej wierze katolickiej całej mojej rodziny.

Za to jakoś nie przekonują mnie ogólnie religie, bogowie, zaiwanianie w święte miejsca, mordowanie innowierców. Totalna strata czasu i krwi. Nie widzę też sensu w modlitwie osobistej, do jedynego boga - za pomocą wyuczonych słów, w miejscu pełnym ludzi. Skoro bóg jest wszędzie i wszystko widzi i wie, to po co biegać i płacić za pobyt pod dachem, zbawienie, po co biegać do ''świętych'' miejsc? Dobry bóg nie żąda ofiar z ludzi, ani z innych ani z ciebie czy twojego życia. Niby wszyscy to wiedzą, a i tak potrzebują ''czegoś więcej'', choćby okazało się złe i sprzeczne z ich poglądami. Nie potrzebuję niczego więcej. Mam siebie. Mieć siebie - czy to mało? Jesteś wszystkim co masz, zostaniesz z sobą do śmierci. Z tym się rodzisz i z tym umierasz. Masz to komuś oddawać? Niszczyć? Zabierać komuś? Poświęcać? W imię fantazji czy idei, o której pochodzeniu, przekazie, wartości i historii tak naprawdę gówno wiesz? Ja nie zamierzam.

Okeeej, mam chrzest, bo tak. Bo znając życie: ''sąsiedzi patrzą i tak trzeba''. To najpopularniejszy powód, poza oczywiście moim rodzinnym: ''chrzest/różaniec chroni dziecko przed wiedźmami/urokami''. Nawet jeśli to sprzeczne z naszym światopoglądem, to robimy to, bo tak jest łatwiej. Mam bierzmowanie. No super, pomazali mnie, ale jakoś nie orientuję się co w tym jest poza: ''Wszyscy idą i ty też musisz.'', a to dzięki nie uzyskaniu żadnej sensownej informacji na ten temat. Rodzice mówią, że to ułatwia, ksiądz mówi, że mnie nienawidzi. Ta da. Nie wybierałem imienia z masy różnych - w naszej rodzinie występuje zawsze to samo, taka tradycja, którą ktoś może przejąć lub nie. Lubię tradycje. Mam też chrześniaka, którego obiecałem wspierać, ale kazano mi kłamliwie przed ołtarzem przysięgać. Rodzina bardziej martwiła się o to, że dziecko umrze jeśli będę miał czarną koszulę, (bo nie posiadam białej) niż, że postawili w kościele człowieka z nieważnymi sakramentami, który jasno powiedział, że w bogów żadnych nie wierzy - jako odpowiedzialnego za ''wychowanie dziecka w wierze''.
Dla katolików to nie był żaden problem. Znów.

Czy ktoś tu w ogóle przejmuje się na serio tym sądem ostatecznym, w który wierzy? Nikt już nie ma poczucia, że skoro przyjęło się jakąś religię, to z czystej przyzwoitości wypada ją szanować i przestrzegać jej zasad? Jak można podliczać wiernych po samym fakcie chrztu czy deklaracji, a nie po ich uczynkach i życiu wedle religii? Zwłaszcza, że licząc prawdziwych wierzących - liczba ta od razu by kilkunastokrotnie zmalała.

Ja sobie tak wymyśliłem świat, że giętko się zagina i rozprzestrzenia. Że sobie trwa, zmienia się, ciągnie w każdą stronę i każdy czas. Samopowtarzalny, niesamowicie ogromny, nie jedyny. Piękny. Połączony. Spleciony. A ludzie w nim tacy bez znaczenia. Ślepi. Przeznaczeni do wyginięcia, jak coś co dostanie się w paszczę (czy pod podeszwę) większego drapieżnika. Stworzeni bez powodu. Urodzeni na odstrzał. Zbyt mali i zbyt głupi. Niszczący siebie oraz wszystko co mniejsze i słabsze od nich.
Z wiarą w boską-ludzką moc.

I tak nachodzi mnie pytanie... Skoro tak właściwie każdy powód jest dobry by zabić i każdy jest dobry by umrzeć, to czemu większość ludzi odmawia innym prawa do wyboru własnej drogi, własnego sensu życia i śmierci na własnych warunkach? Czemu wyżynanie się w milionach jest niczym, śmierć jednego człowieka to coś normalnego, a śmierć dwudziestu to tragedia? Czemu boimy się boga kiedy ludzie są straszniejsi?

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Back in action

Pamiętacie jak wspominałem o fioletowych dniach?
O tym jasnym fiołkowo-cholerawiejakim uczuciu, o zapachu wiśni?
Wiśnie zamieniły się w migdały.

Patrzę przez okno na szare, pochmurne niebo, na ruchy gałęzi drzew, prawie czuję ten lodowaty wiatr.. Podobają mi się promienie słońca na ceglanej ścianie domu sąsiadów. Jutro będzie fioletowy dzień, fioletowy wieczór. Wieczór z mrożoną kawą, długą kąpielą. Z zapachem przykurzonego mieszkania. Poranek ze ścieraniem kurzy, wypakowywaniem się, otwieraniem okien na oścież. Dzień z zakupami, pizzą i ukochaną rutyną, spokojem, ciszą. Lodami cynamonowymi, które zjem w drodze
z zakupów do domu. Szumem aut..

Można się cieszyć ze zwykłości, oczywistości i braku urozmaicenia? Mam takie puste życie, a przynosi mi ono tyle frajdy.
Jak śpiewanie ulubionych piosenek i tańczenie w kuchni przy gotowaniu obiadu. Jak 'pacanie' w nosek osiołka z magnesami
w łapkach ile razy mijam lodówkę.

***

Swoją drogą.. mój dom wypełniają same sieroty. Masa zapomnianych cudzych pocztówek i zaproszeń, zdjęć, listów, kartek
z napisami i rysunkami, które już nic nie znaczą. Czy spalenie listów pomoże przełamać chęć do zatrzymania każdej, nawet bolesnej chwili przy sobie? Czy zniszczenie rzeczy uwalnia ich esencję? Co trzeba zrobić żeby odważyć się zniszczyć coś pięknego i nie żałować? Rzeczy, które przechodziły w rodzinie z rąk do rąk - broszki, prezenty, pamiątki. Rzeczy pozbierane
z ulic, jak osiołek. Czy myślenie, że rzeczy cierpią jeśli o nie nie dbamy jest normalne? Jak świadczy o człowieku zbieranie
z błota czyichś zgubionych czy wyrzuconych przedmiotów? Ich czyszczenie, zatrzymywanie, przechowywanie, wykorzystywanie? 'Pacanie' ich potem w nos.. od 4 lat.. Czy można to porównać do dziecka, które śpi z ulubionym misiem?

Chciałem kiedyś dać komuś jedną z moich kartek. Świąteczną, czarno białą ozdobioną kartkę. Bałem się, że nie zostanie doceniona, choć byłaby zachowana jako pamiątka, byłaby zakładką do książki, byłaby schowana do pamiętnika. Nie dałem jej. Okazała się cenniejsza od bliskiej mi osoby. Kartka z marketu. Kiedy to wszystko tak się pozmieniało?

***

Jak skakanie po łóżku ścierając kurze. Rysowanie na zaparowanym lustrze. Bujanie się w fotelu. Brzdąkanie na lince do wieszania prania. Rozlewanie płynu do mycia naczyń we wzorki. Zakładanie nóg na krzesło w dziwnych pozycjach. Zawiązywanie szalika na płaszczu na wieszaku albo gładzenie dłonią ulubionego ubrania. Otwieranie drzwi balkonowych kiedy pada i stanie na balkonie. Układanie talerzy w piramidkę do zmywania. Układanie kart. Nadmuchiwanie rękawiczek. Nawet milczenie cały dzień. To wszystko frajda. Czynności robione setki razy, robione każdego dnia, robione tak samo.

Nie mogę się doczekać kiedy przestawię mydelniczkę na umywalkę, wstawię mleko do lodówki i zagotuję wodę w czajniku..

niedziela, 17 sierpnia 2014

Co ludzie powiedzą...

Uhhh.. Co jest z tym miejscem?!

Przechodzę ulicą 200 m, mijam 30 osób... Wracam do domu i pierwsza myśl: będą o mnie gadać. Widać to po minach,
po spojrzeniu z góry na dół. Przecież to jest chore! Gdzie się podziała w ogóle anonimowość i olewka, gdzie nikt ci nie zagląda przez ramię, do torby czy nie komentuje o której godzinie wychodzisz z domu?

Ahhh, to wszystko zostało w mieście.

Tam w sklepie uśmiechają się i pytają czy byłem gdzieś w wakacje (''Tak, w piekle.'' - uśmiech numer 5), a tutaj mówią mi jak wyrosłem, pytają co u mamy i czy wezmę te same ciastka co ojciec, pytając przy okazji też o to, która część rodziny do nas przyjechała, bo widzieli samochód... Czy to już nie jest prześladowanie, jeśli każda ''sąsiadka'' choćby mieszkała 30 domów dalej musi mnie wyściskać, obejrzeć, pomacać, powąchać, wypytać, przesłuchać, zapytać o zakładanie rodziny z 5 dzieci
i o sprzedaż działki TANIEJ, po znajomości, bo jako jedyna została niezagospodarowana pomiędzy domami w budowie??
Albo przez cały dzień sterczący w jednym miejscu starsi ludzie filujący na to, kto przechodzi ulicą, kto przejeżdża, wracający do chałup tylko na serial i obiad..

Czy ja muszę doświadczać tej samej paranoi?? Tych samych sztucznych uśmiechów? Tego wymigiwania się wiecznie, uprzejmie, od głośnego powiedzenia: ''Nie znam pani, proszę się odczepić.'', tylko ze względu na to, by nie obrobili dupy mojej matce pod kościołem, jakiego to potworka se wychowała?? Spławiania ludzi pod bramą podwórka, bo muszą za mną leźć całą drogę ze sklepu jakby chcieli żebym ich zaprosił do środka?? Odmawiania drobnych, papierosków, dołożenia się i innych takich?? Czy ja kiełbasę w torbie noszę, że te psy i suki tak za mną łażą i wszędzie mnie znajdują?!

Wiecie co gadają o mojej sąsiadce obecnej? Że skoro z domu nie wychodzi na wieś, to musi być z nią coś nie tak. I zapewne jechała z mężem, do innej parafii do egzorcysty - diabła wypędzać! Bo ktoś ją przeklął albo sama się doigrała z zazdrości
i wredności. Ta da. A co mówią o moim kuzynie, którego ja sam nie znam osobiście nawet? Że jego rodzina uboga, wozi się,
że teraz przez jego ślub z panną z lepszej rodziny oni sami są oh i ah. A on? Alkoholik, narzeczoną ponoć bił, mieli się rozstać, ale dziecko jej zrobił i musieli się pobrać! Rodzina szczęśliwa, teście utrzymują młodych, tak też można żyć i to też można rozpowiadać. Ta da!

A jak głęboko sięga ten paranoiczny syf prześladowań i ''co ludzie powiedzą?!''?
Jesteś w domu, rozmawiasz normalnie mając uchylone okno, przebierasz się w pokoju mając firanki w oknie - słyszysz szept
i zasłanianie zasłonek i pretensję: ''Przecież ktoś usłyszy/zobaczy, bo przecież na pewno oni tam siedzą i podsłuchują!'' Zapraszasz znajomych do mieszkania? ''Przecież cię okradną, pochowaj wszystkie cenne rzeczy!'' Mijasz swoją sąsiadkę
z bloku, witasz, na co twoja rodzinka rzuca tekstem: ''A kto to był? A gdzie mieszka? Czym się zajmuje, jak się nazywa, co robi? Jak to nie wiesz?'' To może jeszcze dorzućmy hicior. Rodzina poznaje twoją dziewczynę, twoich znajomych, obojętnie jaką osobę, dostajesz tekst: ''Ale nie mówiłeś im nic o nas?''.

Absolutnie nic nie mówiłem. Udawałem, że nie mam rodziny!
Nic złego nie mówiłem. Tylko prawdę. Prawda się wam nie podoba? Wstydźcie się sami za siebie. Ja za nikogo nie zamierzam.

Wkurwia mnie już zaglądanie mi przez firany w okna, włażenie do mieszkania i pokoju kiedy śpię, wszelkie nakazy: ''ubierz się ładnie, zachowuj się, nie odzywaj się''. Każde dopytywanie i wnioskowanie ile kto ma kasy, co kto kupił, kto z kim śpi.

Jak oni godzą wścibstwo z tym chowaniem się przed wzrokiem innych ludzi?
Jak można tak żyć?

Jeszcze tylko 3 dni i będę w domu.

piątek, 15 sierpnia 2014

Nuda, stagnacja, apatia

Nie piszę, bo nie mam o czym.

Sprawy osobiste przesunęły się w czasie by nękać mnie później. Żyły, wyprute z mojego ciała, powoli zaczynają wracać na swoje miejsca, a perspektywa wolności i izolacji zwraca mi pozytywne myśli na temat uroków życia. Nie mam czasu na pierdoły. Znaczy, na czat. Odechciewa mi się. Ostatnio to tylko wiszenie bez sensu i tematu. Potwornie spadł poziom dowcipów i rozmów. Nie wiem tylko czy uznać to za dobry czy zły omen.. Bo albo ludzie mądrzeją i tam nie wchodzą albo głupieją i poziom tego miejsca obniżył się o kilka kilometrów. Ostatni wynędzniały troll, na jakiego przyszło mi trafić,
w odpowiedzi na każde zdanie pisał: ''gówno''.

I cóż robić. Czas jakby stanął w miejscu, kręcę się w koło tych samych filmów, gier, książek. Spodobał mi się ''Shogun'' -
w końcu go doczytam. Brak mi nowej muzyki, nowego jedzenia, nowego zapachu. Tutaj wszystko jest... płaskie, mokre
i zwykłe. A początek życia trzeba uczcić. Zgubiłem tutaj to, co kazało mi wracać. W tym roku nie ma zdjęć, nie ma wypadów na weekendy, nie ma nic co powinno się robić dla frajdy. Jest odliczanie dni.

Zadziwiające, że całą przyjemność deszczowego sierpnia mogę skupić tylko w komputerze. Mimo, że chciałem tego właśnie uniknąć. Bez tego czuję się tak nie na miejscu. W domu jestem mniej niż dekoracją. Na wsi nie znam z widzenia nawet większości ludzi. Moi znajomi są jakieś 200 km dalej. Ciągle, ciągle, ciągle pada.

Nie myślę o niczym konkretnym, nie mam tak właściwie planów czy oczekiwań.
Nie mam czegoś co mnie wyrwie z tego dołka.

Marnujemy tak dużo czasu...

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Kolejna nieprzespana noc

Martwi mnie ostatnio wiele rzeczy i mimo, że próbuję tego nie okazywać - w środku mam prawdziwy kocioł zmartwień. Wszystko kręci się w koło zdrowia i przyszłości. Odcięcia się. Jak można uciec, kiedy wymaga się od ciebie niesłusznie odpowiedzialności i dźwigania cudzych problemów?

Mniej zajmuje mnie czat, raczej siedzę po nocach szukając odskoczni od natłoku nieuchronnych spraw. Rozleniwiłem się.
Nie jestem już taki twardy jak kiedyś, chyba sobie odpuszczam. Ale znów sytuacja stawia mnie w roli najsilniejszej psychicznie osoby, która musi ponieść ciężar nie tylko swój, ale i innych. To nie jest fair. W tym roku nie odpocząłem, nie spełniły się nadzieje na piękną pogodę i gorące dni w kolorowej samotności. Nie załatwiłem podstawowych spraw, nie zgrają mi się terminy. Utknąłem w oczekiwaniu na wieść, czy sprawy skomplikują się jeszcze bardziej.

Ciężko, ciężko, ciężko. Ciężko oddychać, ciężko myśleć.
Ciężki jest deszcz i powietrze. Ciężkie ludzkie problemy.
Tyle spraw, tyle pretensji, tyle próśb, tyle rzeczy, które mogą się nie udać.

Muszę wrócić do siebie. To miejsce mnie rozregulowało.

Cierpliwość, wsparcie i zrozumienie

~przychodzi: takie_coś_87
takie_coś_87: ktos tu wogole psycholog?
svdddd: jest ktosa 'ale zapomnij ze sie ujawni
takie_coś_87: powaznie pytam
svdddd: powaznie mowie
takie_coś_87: bez rycia
svdddd: jest kto ale nie udziela za darmo rad probioj z domoroslymi psychologami czyli z nami wiec?
takie_coś_87: jezu to juz normalnych ludzi nie ma
svdddd: no jak nie? sluchamy mowisz czy bedziesz narzekal
takie_coś_87: psychiatryk z psychologią sie cos jeeeeebiiie eh
inkoherentność: o tej porze szukasz psychologa? ja myślę, że już śpią wszyscy
takie_coś_87: o kazdej. myslalam ze spotkam kogos normalnego
svdddd: ehhh widac trafil swoj na swojego
inkoherentność: ale musi to być konkretnie psycholog? nie może być po prostu człowiek który ciekaw jest ludzkiej psychiki amatorsko?
takie_coś_87: ktos co sie zna na alkoholizmie?
inkoherentność: oj, ja się nie znam ale wiem jak bardzo podstępne jest uzależnienie od czekolady i innych słodyczy. moja trzustka też to wie i wątroba i nerka ech wykończę się kiedyś
svdddd: ja tez nie pije
takie_coś_87: to sie ciesz
svdddd: takie_coś_87 ponoc z tego kazdy moze wyjsc jesli tylko bedzie chciec. znaczy bedzie miec ,motywacje. sa ludzoe co wychodza, sa tacy co nie wychodza, to tajemnica, sam znbam kilku alkoholikow od wielu lat
inkoherentność: ja jestem podatny na wszelkie uzależnienia myśle, że łatwo byłoby mi popaść w alkoholizm lub narkomanię
takie_coś_87: a zes madroscia....
svdddd: inkoherentność ponoc jest taka osobowosc podatna na uzaleznienia, tak mowia psycholodzy
inkoherentność: no, to ja jestem, mam zapędy autodestrukcyjne
svdddd: ojej a czym {jak } sie przejawiaja? musisz wiecej kontemplowac, zaprosic cisze doi siebie n
takie_coś_87: dobra wiecie gdzie mozna z kims pogadac na ten temat?
inkoherentność: nieposzanowaniem zdrowia fizycznego
svdddd: takie_coś_87 nie wiem chyba najlepiej w poradnii w realu
inkoherentność: takie_coś_87 tutaj, ale nie o tej porze, przyjdź wieczorem jutro jak jest wiecej osób
svdddd: wlasnie ja bedzie npo szpila albo liosek
takie_coś_87: byłam nic nie dało
svdddd: nic? jak to? nie rozmawialas z prawdziwymi psychologami?
takie_coś_87: dlatego szukam kogoś kim mona pogadac kto tez ma taka lipe
svdddd: aha ja nie mam sorki
takie_coś_87: spoko a jakies forum dla tych co chleją?
svdddd: ja tylko sie madrze teopretycznie w tym jestem dobry
svdddd: nie znam
wibrująca_mrówka: nadal nie pozbyłeś się nawyku polecania ludzi do roboty, do której sam sie nie nadajesz i do wkręcania problemów obcych ludzi innym obcym ludziom
svdddd: znaczy jest pokoj uzaleznienia
takie_coś_87: ja same świry..
svdddd: takie_coś_87 gdzie?
takie_coś_87: wszedzie
svdddd: aha
takie_coś_87: kiedys siedzialam na czacie lata teraz tak pomieniali ze niewiem nawet ak znalezc
svdddd: takie_coś_87 wiesz spotkalem sie ze zdaniem ze najlepszym terapeuta i psychiatra jest Jezus czyli BOG albo kryszna {to na jedno wychodzi}\
takie_coś_87: heehehe
svdddd: wiele osob tak mowi powaga
takie_coś_87: nie wierze w boga
svdddd: w jednym z wywiadow z pradhupada nie wiem czy znasz to ten gosc co oprzelozyl bhawagite na jezyk angielski
inkoherentność: wibrująca_mrówka jak powonien prawidłowo się zachować, w twoim mniemaniu?
svdddd: to masz problem' to uwierz w psychologow
takie_coś_87: he??
svdddd: nie wazne w co
takie_coś_87: ze ze kto?
svdddd: jak uwierzysz to do ci sile, sama wiara daje sile nawet jak zawierzysz psychologowi
wibrująca_mrówka: inkoherentność zniknąć z tej rzeczywistości.
takie_coś_87: wiesz w co wierze?
svdddd: nie wiem. twoja sprawa
takie_coś_87: w śmierć i miłość tylko
svdddd: oooo a popdatki?
wibrująca_mrówka: skoro to jego sprawa, to po kij mu dowalasz teksty o wierze
takie_coś_87: po co?
wibrująca_mrówka: litości.
svdddd: takie_coś_87 to nie maszx sie czym przejmowac tak umrzesz
takie_coś_87: ej ja to baba jak cos
svdddd: zaden oproblem nie jest wiekszy od tego
wibrująca_mrówka: takie_coś_87 mało w tobie kobiecości
takie_coś_87: te svddd cos tam a ty nie wcale nie umrzesz...
wibrująca_mrówka: uważasz ze śmierć to problem?
svdddd: takie_coś_87 zacznij rozmyslac o smierci i wszytsko inne sie ulozy nie?
takie_coś_87: debil
svdddd: ponioc swiadomosc nie umiera bo jest wieczna
takie_coś_87: myslalam ze tu ktos normalny widac nie
svdddd: takie_coś_87 kto? sorki moze to ty nie jestes normalna. przychodzisz tu z jakimis problemami z ktorymi nie masz sile dac rade. kto tu jest nienormalny? normalnosc to chyba radzenie sobie z problemami
wibrująca_mrówka: takie_coś_87 mnie w to nie mieszaj, ja tylko sobie patrzę jak wszechwiedzący niebieski ci pomaga w trudnych życiowych problemach.
svdddd: takie_coś_87 zreszta radz sobie sama skoro nie jestem normalny
takie_coś_87: no ciule zero pomocy ale bawcie sie dobrze pa
~odchodzi: takie_coś_87
svdddd: sama jestes ciulem nawet nie umiesz docenic ze ktos chcial z toba rozmawiac

~odchodzi: svdddd
wibrująca_mrówka: a temu dam tytuł: cierpliwość, wsparcie i zrozumienie

***

Po co się wtrącać, kiedy ktoś wie coś najlepiej? Kiedy przeczytał masę artykułów znanych ludzi i zna się na tym o czym mówi? Nie lepiej posiedzieć i z zachwytem popatrzeć sobie na wszelkiej maści porady życiowe i na prezentowany stosunek do osób, mających problem? Zostawić dorosłego, odpowiedzialnego człowieka, by samodzielnie wspierał ludzi z problemami, przyglądając się jak reaguje - to zdecydowanie przyjemniejsze. O, np. czytam sobie o tym, że nieradzenie sobie z czymś jest nienormalne i że chamstwem jest niedocenienie ''ogromnego wysiłku'' włożonego w rozmowę z kimś o jego problemach.
W tym przypadku kwestia słodyczy, wiary i śmierci pomaga w rozmowach o alkoholizmie. Oczywiście to zachowanie świadomego wielu różnorodnych poglądów i teorii psychologicznych, starszego sporo ode mnie człowieka, z życiowym doświadczeniem. I to w rozmowie z osobą, która jasno sprecyzowała, że chce: psychologa, kogoś z podobnymi doświadczeniami i informacji gdzie ich znaleźć.

I tak sobie postanowiłem zarzucić cytat:

svdddd: coz studia o tymm profilu chyba do czegos zobliguja to tak jaklby lekarz nie chcail udzielic pomocy komus na miescioe
svdddd: szkoda ponoc psycholog powinien pomagac innym co? nie m,acie etyki jakiejs tak jak lekarze?

Tak właściwie to każdy jest zobligowany do udzielenia pomocy. Nie tylko lekarz czy psycholog. Ale nie każdy jest zmuszony do udzielania rad, pokazywania drogi kiedy się zgubimy czy do wysłuchiwania naszych żalów. Nie każdy też posiada zdolność słuchania, czytania ze zrozumieniem, googlowania albo nie darcia ryja, że inni mają pomagać, a samemu można traktować ludzi jak szmaty. Taki już jest świat. Czasem ktoś podejmie się udzielania porad, czasem nie. Ale z tych, którzy chcą zbawiać świat nie mając pojęcia o co chodzi w temacie, nie każdy wpadnie na pomysł napisania: ''Tutaj nie ma psychologów, ale jeśli masz problem to możemy porozmawiać. Okej, nie byłem w takiej jak ty sytuacji, ale na pewno możesz w internecie poszukać ośrodków i infolinii, zapytać w poradniach czy przychodniach, skoro miałaś już takie doświadczenia, to tam gdzie byłaś powinni ci też wskazać inną placówkę czy grupę osób z podobnymi problemami. Ja się nie znam na tym temacie, porozmawiajmy o czymś innym.''. Za trudne.

Przejdźmy więc do wdzięczności za rozmowę. Wdzięczność w praktyce nie istnieje. Nikt, kto oczekuje zwrócenia na siebie uwagi, nie okaże wdzięczności. Podobnie - jakiej wdzięczności miałbym oczekiwać od osoby, która sugeruje mi, że jestem od pomagania jak dupa od srania i najlepiej państwo powinno załatwić to za darmo każdemu obywatelowi? Czy osoba, która pyta o jeden temat, a dostaje odpowiedzi w całkiem innym, będzie wdzięczna? Albo czy okaże wdzięczność za trochę śmiechu z jej problemów? Albo za rady, które wykorzysta, a które nie okażą się pomocne? Nie będzie wdzięczna nawet, kiedy pomożesz jej uświadomić sobie, czego tak właściwie oczekuje i co z tym zrobić - bo przecież to jej decyzja, jej myślenie, a nie twoje durne rady. Ty nie przeżyłeś tego samego, ty nie rozumiesz, ty się nie znasz. Świetnie - uświadom to sobie w końcu. Za nie bycie jasnowidzem i wynalazcą panaceum, nie dostaniesz podziękowania, czekolady czy łez wzruszenia i szczęścia.

Chęci są gówno warte, pocieszanie jest gówno warte, odwracanie kota ogonem jest gówno warte. Nie wiesz jak się za coś wziąć, to się kurwa nie bierz. Liczy się to co możesz realnego zrobić. Co możesz zmienić i w jaki sposób wykorzystujesz swoje atuty, by to osiągnąć. Nie chcesz/nie umiesz pomóc? To to powiedz zamiast na siłę wymyślać jakieś bajeczki i powtarzać utarte ''będzie dobrze''. Nie baw się w boga. Nie wierz we wszystko co piszą inni.

Nie zachowuj się jak pieprzony svdddd.

''O narodzinach feminizmu'' czyli nawoływanie do przejęcia władzy

Weronika28.: co zrobic gdy moj narzeczony jest maminsynkiem
Pozytron: Weronika28. , stać się jego mamą. Udawać wyrozumiałą mamę.
Weronika28.: tzn ?
Pozytron: Tzn. że nie masz nad chłopakiem kontroli. A chciałabyś mieć, jednocześnie nie wykonując działań dających ci tą kontrolę. Jak kogoś nie zmusisz, to nie zrozumie. Jak nie zastraszysz, to nie będzie chciał.
wibrująca_mrówka: rozumiem że jedyne co do ciebie dociera to przemoc, ale mógłbyś nie pitolić dziewczynie takich farmazonów
Pozytron: Przemoc ma wiele oblicz. Sam szantaż odejściem, jest przemocą. Jednak ma takie prawo. Matka robi tak samo. Gniewa się. Dlatego on jest maminsynkiem.
wibrująca_mrówka: weronika28. tylko pamiętaj że jak jego rady nie wypala, to powinnaś tu wrócić i dać mu wirtualnie
w pysk. od siebie i ode mnie
wibrująca_mrówka: cześć. mam nadzieję że nie będzie cie kiedy tu wrócę. ''doradco''

***

Zawsze byłem fanem jednej teorii, jednego toku myślenia, jednej ścieżki. Zakładałem sobie klapki na oczy i torowałem sobie drogę w masie szarych ludzi. Po latach ogromnego wysiłku dotarłem na szczyt, z którego rozciąga się widok na pole niczego. Normalny człowiek już dawno przestał budzić we mnie emocje. Niższe formy niegodne są rozmowy ze mną, nawet gdybym
w ogóle dosłyszał ich jęk! Skazany na samotną tułaczkę wśród nieciekawych tematów, swą ostoją mianowałem czat.
Drżyjcie ludzie z głupimi tematami i marnymi życiami. Nadchodzę!

Podpisano:
Pozytron.

piątek, 8 sierpnia 2014

Nowa definicja ''ciepłego moczu''

Ktoś mnie natchnął do wyładowania nieco swojej frustracji, oczywiście w temacie zasad. Jako, że jestem świnia, dopieprzę się tym razem do zasad harmonijnego i bezkonfliktowego współżycia między ludźmi. Dorzucę oczywiście jak zwykle jakiś cytat, żeby ktoś mnie mógł opierdolić, że się czepiam. :]

Wiem, znowu pitolenie: warto mieć zasady, warto ich przestrzegać. Znowu: a po co to komu, przecież w necie to nie obowiązuje, kto by tam to czytał. Ano więc przedstawię przykład. Zapraszacie do domu nowego znajomego. Zapewne mówicie mu, okazujecie, bądź oczekujecie od niego: rozgość się, jeśli będziesz wycierał ręce to nie moim ręcznikiem, weź mydło
w płynie a nie w kostce, nie otwieraj szafek i szuflad z moimi prywatnymi rzeczami, nie przekładaj moich rzeczy w inne miejsca, nie dotykaj i nie bierz do rąk delikatnych czy osobistych rzeczy, zdejmij buty, nie siadaj na łóżku... I takie tam różne.
To właśnie są zasady. 1. nie pchamy się ludziom w ich przestrzeń prywatną, 2. nie traktujemy ich rzeczy jak swoich,
3. przestrzegamy podstawowych zasad higieny i dobrych obyczajów. Jedni mają mniej elastyczne granice, inni bardziej.
Ale każdy jakieś ma.

''Każdy użytkownik logujący się na czat, zobowiązuje się do przeczytania Regulaminu.'' - którego masa osób nie czyta.
A skąd to wiadomo? Regulamin znajduje się obok instrukcji jak korzystać z czatu, z opisem funkcji, emotek czy innych rzeczy, o które pytają ''nowi na czacie''. No jakoś przegapili.

Oczywiście każda strona, forum, czat, przedstawia ''warunki korzystania z usług''.
W momencie logowania się, rejestrowania, zgłaszania udziału, oświadczamy zapoznanie się z regulaminem. To coś jak przycisk ''dalej'' przy instalacji. Wiele stron posiada zapisy, że to co na nich umieścimy, staje się własnością serwisu albo własnością ogólnodostępną, gdzie każda losowa osoba może skopiować i wykorzystać naszą pracę powołując się na regulamin. Drugie tyle stron, zwłaszcza czatów i blogów, posiada jedynie zapisy o netykiecie. Czyli: jeśli będziesz kogoś obrażał to ci pogrozimy palcem, ale w sumie to możesz robić co chcesz. Fakt, bez tego ciężko byłoby się wypowiadać na kontrowersyjne tematy. Ale... Poza regulaminem, czatykietą, netykietą, etykietą i zasadami społecznego tolerowania się nawzajem, na mojej ukochanej czaterii istnieją stróże właściwego porządku rzeczy.

''DOBÓR KARY ORAZ JEJ DŁUGOŚĆ NALEŻY DO ADMINISTRATORA I ZALEŻY OD JEGO OCENY KONKRETNEJ SYTUACJI.'' - a jak ci nie pasuje, to odpiszemy ci na maila po tygodniu, że rozmawialiśmy z adminem i on ma inną wersję zdarzeń niż ty.

Fajnie, wyobraźmy sobie, że na jeden dzień posiadam władzę anihilacji jednostek wybitnie drażniących moje wrażliwe poczucie smaku. Więc, wkurzam się - wywalam jak leci. Ban, ban, ban, ban. Za nazwanie kogoś baranem, za sianie zamętu,
za spam, za obrażanie uczuć, za brak kultury osobistej, za nadmiar gifów. I kto mi zabroni? :D No właśnie nie wiem kto, bo niestety nie mam bladego pojęcia jak to wygląda od środka. ''Ci wyżej nich'' nie zdradzają w jaki sposób wszystko uchodzi bezkarnie ''tym wyżej nas''. Nie dowiedziałem się także, w jaki sposób użytkownik jest chroniony przed nadużyciami ze strony administracji. Nie ma żadnej listy, co grozi adminowi za nieprzestrzeganie regulaminu, ale jest piękna lista co grozi użytkownikowi. Oczywiście - o karze decyduje admin. Wedle uznania. A czemu mnie ciekawi taka podstawa do zarządzania tym burdelem? Bo taki Admin ma ''pomagać innym oraz usuwać z czatu osoby nie przestrzegające czatykiety'' - oraz jest położony nacisk na słowa: ''Admin też człowiek.''. Więc, człowiek taki miewa gorsze dni, znajomych, własne zasady, którymi się kieruje, a przy ilości użytkowników idących w grube tysiące, nikogo nie będzie obchodzić ''konkretna sytuacja''.

Zabawne jest, że gdy pytasz różnych adminów o tę samą sprawę, zyskujesz różne odpowiedzi, jasno pokazujące, że nikt nic nie może zrobić. Albo są niedoszkoleni co i jak, albo to poza ich możliwościami, albo nie pamiętają, albo odsyłają do szefów. Wcześniej już pisałem jak mniej więcej wygląda kodeks admina - zbiór pieprzenia o tym, że pomagać, szanować, chronić, uświadamiać, być miłym. Nie dorzucili tam bycia: odpowiedzialnym, szczerym, ludzkim, bezstronnym. Więc tego nie wymagajcie nigdy. Admini zasłaniają się też masą obowiązków - niestety, obowiązki te nie zostały nigdzie jasno zdefiniowane. Dlatego tak właściwie to jebie mnie co oni mają do roboty, ja wymagam od nich tego minimum, które płynnie i ogólnikowo opisali, dając pole do interpretacji. Skoro oni mogą się tym zasłaniać, to ja też mogę to podciągać pod swoje widzimisię.

Więc, zbiór zasad gwarantujący nam wszystkim to, że nas ktoś nie wyzwie od pedofilów, żydów, nie powie, że ''zapierdoli naszą matkę, bo tak'', że ktoś nas nie będzie prześladował, śledził i nękał wyzwiskami co parę minut/godzin/dni - czyli, że nie zepsuje nam dnia przez łamanie zasad, tak naprawdę okazuje się tylko zbiorem w stylu: bądź uprzejmy, przemilczaj jeśli coś ci nie pasuje, nie prowokuj. Jeśli ktoś łamie regulamin w sposób rażący, konsekwentną recydywą - idź na policję albo do sądu. Więc podsumowując: jeśli przychodzisz do pubu wypić w spokoju piwo, a ktoś wszczyna awanturę, dowala się do twojej dziewoi albo drze ryja i pali, to ochrona proponuje ci opuszczenie lokalu, zgodnie z warunkami wstępu i korzystania, czy zakupu drinków, na które się zgodziłeś siadając przy barze. ;) Nie muszę dodawać, że postawa akceptacji i uległości sprzyja spychaniu ludzi uprzejmych na dalszy plan, panoszeniu się trolli i wulgarnych osób, przez co rozmowy przechodzą w falę wyzwisk, kłótnię lub całkiem się wypalają i milkną.

Wiecie, że nie wolno udostępniać zapisów korespondencji z serwisem? W moim przypadku by to jasno pokazało, że nie dostałem odpowiedzi na 3/4 zadanych pytań, na większość zarzutów czy pokazanie sprzeczności. Nawet głupiego: tej i tej informacji nie udzielimy, bo to i tamto. Tylko całkowite olewanie, jakby zapisany tekst nie istniał. Niestety, jeśli nie masz podkładki dla swoich słów, jeśli nie wytkniesz w tekście dobitnie co ci się nie podoba i dlaczego masz prawo być wkurzony - zostaniesz zwyczajnie zignorowany. A tak, możesz liczyć na słowa: ''Nasi fachowcy już się tym zajęli, ale nie powiemy ci jak, życzymy miłego dnia.''.

O dziwo takie traktowanie ludzi jest oczywiście legalne, dopuszczalne i całkiem moralne.
Tylko czy przypadkiem ktoś tu nie zapomniał, że ludzie to nie towar?

Droga Redakcjo, wypadałoby podnieść jakość świadczonych usług, zapewnić bezpieczeństwo i komfort użytkowania, zamiast tylko ciągnąć pieniądze na ''atrakcyjne funkcje dla samotnych''.

Uprzedzając komentarze: ''Jak ci się nie podoba to tam nie wchodź.'' - gdyby każdy człowiek, który myśli podobnie wyszedł
i nie wracał, zostałyby tam tylko osoby chętne odreagować chamstwem lub szukające seksu i flirtu. Bo niestety wiele osób podziela powyższy pogląd, ale nie chcą rezygnować ze znajomości i miejsca, gdzie mogą pogadać z podobnymi sobie.