poniedziałek, 26 września 2016

I love groupies, tylko czemu moje to sami faceci?

Odliczam dni do końca miesiąca, patrzę na swoje archiwum, zastanawiam się ile pracy mnie z tym bajzlem czeka.
Chciałbym się kiedyś z tego komuś wyżalić. Dziś zainspirowało mnie to, że coraz częściej czytam stwierdzenia:

SchowanyWKącie: Michał..
SchowanyWKącie:
Biedny Michał?
SchowanyWKącie:
Wszyscy o Tobie gadają?

Przed którymi mogłem poczytać sobie o tym, że ten ktoś wypytuje inne osoby o moje życie.
Isn't it ironic, don't you think?

I tak sobie wymyśliłem, już dawno temu, pracę domową na wrzesień. Czyli kalendarium rozmów na mój temat. Może trochę
żeby poszukać jakiegoś schematu, żeby coś pokazać czarno na... szarym. Nie wiem czy warto, bo wiem, że mi to nic nie da,
może trochę ośmieszy i przystopuje pewnych ludzi, może ktoś zrozumie jakie to jest nudne. Może ktoś zauważy ile jest w gadaniu o mnie i tym miejscu niezdrowego zainteresowania. Może ktoś pomyśli dzięki temu jakie to ciekawe zjawisko być popularnym, rozpoznawalnym, ale nadal anonimowym.

Jest taki moment w tym twoim ''byciu i robieniu czegoś'', w którym przestajesz być ''dosłownie sobą'' i stajesz się jakąś marką.
I może to zauważyliście u ludzi, którzy prowadzą vlogi lub sprzedają rysunki, bo tam jest to namacalne. Tam w obiegu jest jakaś waluta. Nie tylko uznanie, rozpoznawalność, ale też pieniądze. Tam jest odpowiadanie na prośby czy komentarze fanów.
Tam jest podobny rodzaj interakcji jaki ja mam z czytelnikami, którzy również bywają tam gdzie ja.

Mam wrażenie, że utknąłem gdzieś pomiędzy. Właśnie między tym jaki jestem naprawdę, a jaki muszę być, bo tego wymaga moja, nazwijmy to: praca. Bo to, jaki jestem realnie, wiedzą osoby mi bliskie, te, z którymi chcę spędzać czas i czymś się podzielić. Przestałem pisać na blogu o swoim życiu, codzienności, itd. w okresie, w którym to życie mnie przytłoczyło.
Nigdy też nie zarabiałem na żadnym ze swoich hobby. Nie wystawiam na sprzedaż ani swoich poglądów ani swoich przeżyć.
Czasem na coś przeklnę dużo głośniej niż zazwyczaj, ale hej, mam do tego prawo, mam od tego blog.

Inna jest sprawa z wibrującą_mrówką, która jest moim firewallem. Która zbiera na siebie wszystkie uderzenia. Naprawdę mrówka w tym momencie stała się warunkiem sine qua non. Bo bez mrówki.. jestem kolesiem, który przed chwilą zdrapywał w zlewie etykiety ze słoików, w których później będą przechowywane wiśnie i ogórki. Tę zwyczajność zachowuję dla siebie i osób, które pomyślą po przeczytaniu tego: o, Mrówek lubi kompot z wiśni. Tutaj dzielę się tylko kawałkami, które uważam za dość ciekawe by o nich mówić i za dość bezpieczne by je puścić w świat.

Dziś jeszcze raz to sobie podsumowałem. Przypomniałem. Przemyślałem. I wiem jak podsumować sytuację, w której jestem, nawet bez tego wyciągania dat i tekstów. Powołam się na słowa Jane Elliott. Jak można wygrać w świecie, w którym ktoś ciągle zmienia zasady? W którym ktoś miesza ci w głowie i wytyka każdy błąd? Nie można. I widzę tę strategię stosowaną dosłownie wszędzie. Wiecie, że radzono mi na czacie podszkolić się z technik manipulacji, bo wtedy byłbym lepszy w tym co robię? Nie, wtedy byłym lepszy w tym co robią wszyscy inni. Bo to co robię, to pokazywanie jak coś wygląda. Bez upiększania, za to z większą przejrzystością. Dlatego nie robię bloga ''o czacie'' a blog ''z rozmowami z czatu''. Upraszczanie rzeczywistości to coś, co robię każdego dnia i nawet myślę, że mi się to udaje. Problem w tym, że wychodząc do ludzi z czatu bez mojej zasłony, mojej jedynej obrony - nie miałbym nawet chwili by pomyśleć do końca zdanie ''nie mam żadnych szans na wygraną'', bo walka pod publikę jest nierówna i zażarta. Nie możesz mieć broni, ale byle zbir ją sobie załatwi na lewo. Ktoś nasra na twoje życie, a ty nie możesz nasrać na jego, bo nie chcesz się zniżać do jego poziomu. Bo nie chcesz żeby społeczność wzięła cię za jedną ze świń tarzających się w tym bagnie.

Przerobiłem ludzi, którzy myśleli, że urażą mnie mówiąc o moim życiu osobistym, przerobiłem takich, którzy sądzili, że ruszą mnie kłamstwa i pomówienia. Potem sądzili, że najlepiej jest mnie podpuszczać, grozić mi, szarpać się ze mną. Obecnie próbują mieszać swoje fantazje z urywkami moich zdań, by zniechęcić do mnie nowych ludzi oraz.. dopierdalają się do moich znajomych, śledząc ich aktywność, grożąc im, wyzywając ich, wypytując o mnie. I robią to na skalę, która do tej pory mi się nie śniła.
A w każdej takiej sytuacji, rozmowie, po każdym pytaniu ''dlaczego?'' - zmieniają zasady. Dziś nawet się roześmiałem słysząc
w playerze: It's all the same, only the names will change Nigdy nie wiadomo co odpowiedzieć, dlatego się powtarzam, dlatego mówię prawdę, dlatego odsyłam ich do poczytania o tym, co zdradziłem ze swojego życia. I jest to nużące jak jasna cholera, wałkowane tyle lat. I wyobrażam sobie, że nawet moi czytelnicy tym rzygają, więc im tego oszczędzam ile tylko mogę.
A jeśli już o tym rozmawiam, z samym sobą, to staram się znaleźć jakiś nowy aspekt, być kreatywny.

Nic nie da się z tym zrobić, przyjaciele przychodzą i odchodzą, a wrogowie się akumulują. Są wierniejsi niż moi fani. Nie mam sposobu na wykazanie swojej racji w rozmowie skazanej na gównoburzę, nie zaprzeczam, nie potwierdzam. Piszę dalej blog.
Po prostu przypominam innym i sobie, że to my mamy kontrolę nad tą sytuacją. Możemy ich dalej podpuszczać, możemy się poddać, możemy to zakończyć, możemy o tym pogadać. Im niestety brak tej kontroli, bo niedługo minie z 5 lat jak się znamy wirtualnie, a oni nadal nie mogą przestać.

Gdzie możesz wygrać na przekór wszystkiemu? W sobie.
Ale czy ktoś się o tym dowie? Nie.


Problem udowadniania swojej racji istnieje tylko publicznie. Bo każde show potrzebuje widowni, oklasków i konfetti.
Pisałem o tym wiele razy, że odsłanianie się tylko po to, by coś udowodnić ludziom, których to albo nie obchodzi, albo chcą poznać twoje słabości, jest najgorszym sposobem w jaki można przegrać z nimi i sobą. Jeśli wchodzisz na czat i chcesz tu bywać, chcesz być kimś bardziej aktywnym i rozpoznawalnym, to zaakceptuj to, że nie spełnisz oczekiwań innych ludzi, że nikt się nie dowie o tym czy jesteś szczęśliwy czy nie. Ale wszyscy będą ci coś wmawiać. Nikogo nie przekonasz, nic nie udowodnisz, bo
w tym miejscu siła zawsze leżała w ilości, a nie jakości. Dlatego oni mają sto nicków i sto obelg - i czują się bezkarni, a ja jestem jedną mrówką i mam tylko jeden głos - i zdaję sobie sprawę ze swojego położenia. Każdy z was wie, że ich siła jest złudzeniem, wynika z formy jaką się operuje na czacie, wynika z pewnych praw psychologii tłumu i znajomości ''150 sposobów jak kogoś zgnoić - poradnik dla 14-latków''. Każdy z was ma wewnętrzne przekonanie, że to w co wierzy i co robi jest właściwe i jedyne. Każdy czuje jakąś presję. Każdy z was kiedyś w życiu powiedział ''nic nie muszę udowadniać'' a zaraz potem ''stary, potrzymaj mi piwo''. Wiemy jak to wygląda, ale nadal dajemy się złapać w ten czy inny sposób.

Tylko, że ja naprawdę nie muszę nic udowadniać, bo już dawno znalazłem na to sposób. Wystarczy, że o tym napiszę.
Raz, drugi, setny. Wystarczy, że pokażę jak się wszyscy wzajemnie łapiemy ''za ogonki'' i ''na te czułe słówka''.

I przynajmniej dla jednej osoby, która mnie czyta, będę tym jednym Mrówkiem, z jednym głosem, który po prostu dał radę.
Który powiedział: ''Wygrałem.'' i pozwolił innym ocenić czy to prawda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią.
Z przyjemnością wykorzystam Twoje wskazówki w dalszej pracy nad blogiem.