wtorek, 22 kwietnia 2014

Z okazji bez okazji

Nienawidzę świąt. Ani okazji. Każdych. Jakichkolwiek.
Koszmarnie się czuję musząc witać każdego z osobna, każdemu się tłumaczyć, odpowiadać na debilne pytania o moje sprawy osobiste. Odmawiać, uśmiechać się, potakiwać, uśmiechać się, jeść na siłę i uśmiechać się. Byle nie zawieść ich oczekiwań, nie przynieść wstydu i nie wywoływać kontrowersji. Napij się z wujostwem, ale nie pij, bo matka stoi nad tobą i krzyczy:
''co z ciebie wyrosło?! ani mi się waż!'', kiedy nawet nie masz kieliszka własnego. Przywitaj się z osobą z rodziny, która zwyzywała cię od wyrodnych bachorów, ''oooh choodź i mnie uściskaj, ale wyrosłeś!''. Odmawiaj po dobrym obiedzie 50 kolejnych dokładek od babci, która cały wieczór nie zjadła nic, tak, by jej nie urazić. Udawaj, że nie zauważasz jak rodzinka ścisza głos, na przekleństwach i sprośnych żartach w twojej obecności, lub kiedy pytają ''hehe, zrozumiałeś?''. Jako jedyna osoba bez pary na przyjęciu, odpowiadaj każdemu z osobna na pytania: kiedy się ożenisz, kiedy będziesz mieć dzieci, czy jakaś panna na horyzoncie.

Wasze święta to wspólne szykowanie domu, ciasta, pieczenie i inne rzeczy, których nie ma zbyt często na co dzień. Posprzątany pokój, zrobione zakupy, przyjazd rodziny lub wyjazd do niej. Odpoczynek i obiad. Moje święta to chowanie się
w pokoju, łazience lub na dworze, ze słuchawkami na uszach, z psem, tak by nie słyszeć krzyków i kłótni. Wysłuchiwanie, że powinienem jeść coś innego, inaczej zrobione, o innej porze, że jest post, że nie powinienem wcale jeść, że wziąłem nie to, co było akurat na obiad. Unikanie ciągłych pytań i krzyków: ''co mam ugotować? co mam kupić? co mam zrobić? gdzie coś leży?'', a w odpowiedzi: ''nie wtrącaj się, nie mów mi co mam robić! zrób sobie sam! ty masz jakieś chore wymagania!''.

Cytuję tu rozmowy.. Więc w sumie mogę zacytować jedną ze świąt, tak wygląda każda:

- Jaki placek mam upiec na święta?
- Jaki chcesz.
- Ale nie wiem co będziecie z ojcem jeść.
- I tak zrobisz sernik, a ja nie będę jeść sernika. W każde święta sernik. Na każdą okazję sernik. Zrób coś innego.
- Jak ty zawsze musisz pyskować, jak ci się nie podoba to sam upiecz! Myślisz, że to takie proste?
- No chyba masz przepis, więc po prostu zrób cokolwiek innego z innego przepisu.
- A może ty byś zrobił? Tylko czekasz na gotowe.
- Nie będę jadł sernika. Możesz zrobić dowolne ciasto. Murzynka możesz zrobić.
- Nie będę się teraz bawić w robienie ciasta.
- To po co chcesz robić sernik?
- Wiesz co.. puknij się, bo durny jesteś. Szkoda z tobą gadać w ogóle.
- Pytasz mnie jakie masz zrobić ciasto, mówię ci: jakiekolwiek byle nie znów sernik. Więc o co ci chodzi?
- A idź...

Oczywiście do tego dochodzi fakt, że mój obiad świąteczny to utłuczone ziemniaki i sos z kawałkiem mięsa, następnego dnia: ''sami sobie coś zróbcie'', a kolejnego: ''ubiłam schabowe, ale nie chce mi się już gotować ziemniaków''. Czyli standardowy obiad, poza rosołem w niedzielę i pomidorową w poniedziałek. Plus sernik.

I żebyście zrozumieli czemu nienawidzę świąt i większości ludzi, z którymi rozmawiam:

- Co mam kupić na obiad?
- Co chcesz.
- No weź mi pomóż nooo!
- Nie wiem co masz w lodówce, weź kawałek kurczaka, upiecze się czy coś..
- Może ciasto chcesz?
- Nie chce żadnego ciasta.
- To co mam kupić?
- Kawałek kurczaka?
- Ale po co?
- To jakieś mięso może?
- Mięso w domu mam i nie będę więcej kupować.
- To co chcesz kupić?
- Nie wiem.
- A możesz się dowiedzieć szybciej?
- To mi powiedz co mam kupić?
- Kurczaka mi weź..
- Ale po co?
- Upiecze się. Albo w panierce. Cokolwiek.
- No dobrze, a ciasta nie chcesz?
- Nie chcę.
Po minucie oglądania gablotki z mięskiem.
- To co mam wziąść?
- Wziąć. Kurczaka.
- Nie poprawiaj mnie tylko mi powiedz co mam kupić.
- Mówiłem już.
- Kurczaka? Ale po co? Co chcesz z tego robić?
- Zjeść.
- Ale tata nie lubi kurczaka.
- Ale ja lubię.
- To co mam wziąć?
- To co mówiłaś.
- No dobrze. A co jeszcze chcesz? Ciasto jakieś?
- A jest w domu ciasto?
- Kupiłam już 4 rodzaje.
- Więc nie chcę ciasta.
- Aha.. Chcesz coś jeszcze?
- Nic.

Odchoruję tę atmosferę ciepła, zrozumienia i miłości.

PS.
Mamy 22 kwietnia, a grzebień, o którym wspominałem dwukrotnie, nadal leży na dachu tamtego przystanku.

Powiązane: Ten świat oszalał

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią.
Z przyjemnością wykorzystam Twoje wskazówki w dalszej pracy nad blogiem.