Zostałem dziś porażony.. Ogromem.. Ogromem.. Nie wiem jak to nazwać.
Sądziłem, że widziałem w życiu wiele, że jestem tolerancyjny, opanowany, niewielu rzeczy się boję i niewielu brzydzę.
Umiem wyrazić sporo emocji, opisać wiele rzeczy. Ale to co przemawia przeze mnie teraz, to szok i niedowierzanie.
Na mojej drodze przez przypadek stanęło grube, rozczochrane, różowe, wytapetowane samniewiemco. Machając kuprem
w kolorowych gaciach, krzywiąc swój przeraźliwy pucołowaty pysk, wyskoczyło z ładującej się strony.. Z potokiem lizaczków, piesków, kolorowych literek, błyszczących ozdóbek, serduszek, różu, gifów z alkoholem i słodyczami.. W 12 cm szpilkach.. Moja szczęka mimowolnie uderzyła o blat stolika, drżące wargi próbowały pozbierać odpływające szybko myśli. Ułożyć je
w słowa lub chociaż krzyk obrzydzenia.. Z każdej powierzchni niepokrytej różem, ziały szeroko otwarte ślepia, wykrzywione usta. W tle, złowieszczo przewalały się gadżety każdej możliwej, różowej marki zabawek dla dziewczynek. Brokat, cekiny, ćwieki. Plakaty popowych nastoletnich gwiazdeczek. To wszystko wprawiało mój mózg w szaleńczą dezorientację.. Postępując
w każdą możliwą stronę, przemierzając każdy społecznościowy portal.. Wszędzie widziałem tę wykrzywioną, zamalowaną podkładem twarz. Jeden wielki różowy pop art.. Następna.. Poprzednia.. Strona 1, strona 2, strona 50. Ten sam widok.
Jak różowe kafelki z powtarzającym się wzorem.. Identyczne. Prawie identyczne. Oszołomienie powoli przechodziło
w nerwowy lęk.. Lekkie tiki, niemożność skupienia wzroku. Mózg zaczynał się restartować, odpierając atak różu. Zakryłem twarz dłońmi. Oczy, usta. Znów powoli wróciła pustka, opanowanie. Z każdą kolejną czytaną literą, moje powieki drżały coraz silniej, a z każdym błyszczącym serduszkiem, usta wykrzywiał grymas szczękościsku. Wdech. Wydech.
Do tej pory sądziłem, że są granice. Że człowiek nie może żyć z aparatem przyklejonym do czegoś, co kiedyś było twarzą.
Że nie można mieć czasu na sen, życie, 6 różnych stronek z tysiącami zdjęć własnej twarzy i nakładanie szpachli każdego ranka, nim wzejdzie słońce, by pod wpływem jego promieni, bestia nie zamieniła się w kamień. Sądziłem, że nie istnieje aż taki poziom bezpodstawnego zadufania w sobie. Chciałem wierzyć, że nawet najbardziej zdegenerowany mózg posiada iskierkę samoświadomości. Tak bardzo się myliłem.
Teraz siedzę, otulony kocem. W ciszy. Próbując wymazać z pamięci niedawne minuty życia. Zrozumieć ''po co?''. Bojąc się. Czując strach. Że ich jest więcej. Że ich jest więcej niż nas. Że ich jazgot zagłuszy głos rozsądku. Ilość zamorduje jakość. Utoniemy w fali różu i fluidu. W cekinach. Zaciskając pięści z niemocy i bezradności.
Powiązany wpis: Potworne problemy z mężczyznami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią.
Z przyjemnością wykorzystam Twoje wskazówki w dalszej pracy nad blogiem.