To miała być recenzja.. ale po drugim seansie wiem już, że nie ma sensu tak tego nazywać. W recenzjach zwraca się uwagę na słabe i mocne strony danego filmu. A co w przypadku, kiedy film nie posiada tych mocnych? Jeśli skupia w sobie tylko te słabe oraz neutralne, związane ściśle z wizją tego, co ma przedstawiać, a raczej - wypaczać? To nie może być recenzja. To może być jedynie wytknięcie tego, co ja uważam za błędy i hollywoodzką papkę. Film powinien zawierać ostrzeżenie, że zawiera tylko wycinek większego, skomplikowanego układu ludzi, religii, poglądów i idei. I to wycinek, nastawiony na brnięcie w przesadę
i zakłamanie, podążające w dwóch skrajnych kierunkach.
Podchodziłem do pisania tego tekstu chyba już ze 30 razy.. Próbując nie streszczać każdego zdania, nie używać zbyt ostrych słów, próbując skrócić całość do długości, którą każdy jest w stanie przełknąć na jedno posiedzenie... Ale za cholerę mi to nie wychodzi. To zdecydowanie najgorszy film jaki w całym swoim życiu widziałem. A widziałem i oceniłem ich ponad 1200.
Zdecydowałem, że podzielę ten długi opis na części (linki wpisane poniżej):
Wstęp i postacie główne
Historie poboczne
Dyskusja i wnioski (Część I i Część II)
Dygresje
Najgorsza scena i podsumowanie
Odpowiedź Liska na recenzję Mrówka
Do spisania tego wszystkiego nakłoniła mnie lisek_dama.
Jej ''recenzję i obronę'' tego filmu też zacytuję.
***
Film to ''Bóg nie umarł''. Według opisu, ma on opowiadać o sporze studenta z wykładowcą (czy Bóg umarł czy jednak istnieje), ale w większości składa się z przemieszanych historyjek z życia innych osób. Film ma ocenę powiedzmy ''niezły'' i składają się na nią drobne oceny: od 1 do 3 i od 8 do 10. Więc ewidentnie dzieli on ludzi. Nie czytałem recenzji. Nie prześledziłem całej dyskusji w komentarzach.. Ale domyślam się czemu tak jest. Na pewno są tam komentujący typu ''cała prawda'' - ''samo gówno'', ''niedopracowany'' - ''ładnie zrobiony'', są fani gatunku czy też ludzie jak ja, którzy są ciekawi co też nowego ktoś pokaże w temacie. Uwielbiam trudne tematy, wszelkiego rodzaju dyskusje i chętnie śledzę argumenty. Niestety nie pozwoliłbym nikomu powoływać się na ten film w rozmowie o czymkolwiek. Dlaczego?
Film dostał ode mnie ocenę 1/10. Ze względu na absurdalną wręcz ilość chłamu, jaką udało się twórcom upchnąć w tym jednym dziele. Dla mnie to połączenie poważnego tematu z łzawą historyjką romantyczną, kiepską propagandą i banalnymi chwytami. Co zarzucam temu filmowi? Wiele. Główne rzeczy to: skupienie się na tylko jednym mocno ociosanym aspekcie szerokiego problemu. Stereotypowe postacie i ujęcia obu stron sporu. Wiele idiotycznie powiązanych wątków. Cała masa cytatów. Stworzenie problemu, którego nikt nie rozwiązał. A na koniec zaprzeczenie temu, co wynikło z głównego wątku. Uporządkuję to sobie, bo jest naprawdę wiele rzeczy, które chciałbym opisać. Zawiera spoilery.
Postacie główne:
Profesor
Od pierwszego wypowiedzianego słowa wiemy za czym obstaje i czego oczekuje. Jest człowiekiem aroganckim, narzucającym swoje zdanie. Patrzącym na innych z góry, nie przyjmującym żadnych sprzeciwów czy wymówek. Boi się ośmieszenia. Bardzo dba o swój wizerunek i korzysta z każdej okazji do wytknięcia błędu innym. Obraca się w środowisku ludzi o tych samych poglądach co on. Jest nastawiony bardzo agresywnie przeciw jakimkolwiek przejawom religijności, sam deklaruje ateizm. Łatwo zauważyć jak od wyższości przechodzi do rywalizacji i szybko popada w złość, która przenosi się na wszystkie sfery jego życia. Nie potrafi odpuszczać czy rezygnować.
W trakcie polemiki na temat śmierci Boga, wykorzystuje swoją pozycję, przedstawia masę hipokryzji i agresji:
- mówi, że nie obchodzi go prywatność studentów, jednak wymaga od nich deklaracji związanej z prywatnymi poglądami,
- stwierdza, że ocena z przedmiotu zależy w dużej mierze od zgodności zadeklarowanych poglądów z jego własnymi,
- powołuje się na znane autorytety, porównując opinię studenta z opiniami uznanych naukowców i zarzuca mu, że śmie się sprzeciwiać ich słowom,
- jawnie okazuje swoją przewagę, bawi się dyskusją, posuwa się do stwierdzenia, że sam jest bogiem na swojej sali,
- daje studentowi wybór, czy chce prowadzić spór czy nie, jednocześnie grozi mu konsekwencjami, zastrasza i obiecuje,
że zniszczy jego przyszłą karierę zawodową jeśli ten nie odpuści,
- wielokrotnie próbuje poniżyć swojego rozmówcę, tak dobiera słowa by obwinić go i pogrążyć przed kolegami, którzy mają zdecydować, który z nich ma rację.
Jego osoba jest częścią historii młodej dziewczyny, z którą był w związku. Wyraźnie podkreślono, że rozstali się z powodu jego cech charakteru i podejścia do ludzi. Mimo, że mówił o swoim związku ''my'', forsował jedynie swoje zdanie, swoje potrzeby oraz swoje poglądy. Próbował wzbudzać poczucie winy. Bardziej dbał o opinię środowiska niż własnej ukochanej. Mimo,
że od początku wiedział w co ona wierzy, często wyśmiewał jej poglądy i nakazywał jej je zmienić.
Pod koniec filmu przyznał, że nienawidzi Boga, gdyż obwinia go za śmierć swojej matki.
Student
Młody, spokojny i pełen nadziei chłopak. Ma ambitne plany na przyszłość, pragnie studiować prawo. Przedstawia się jako bardzo rozsądny i wyważony człowiek. Świadom tego, co go otacza. Analizujący i skłonny do działania. Skromny
i towarzyski. Podejmuje rzucone mu wyzwania, często ma dobre pomysły. Stara się kierować uprzejmością i rozsądkiem.
Jest pewien swojej wiary, czyta Biblię, gdy potrzebuje wsparcia i pomocy w podjęciu decyzji udaje się do kościoła.
Również posiadał dziewczynę. Byli przez kilka lat w stałym związku, z wielkimi planami na wspólną przyszłość. (Wybrała tę samą uczelnie co on, by mogli być razem.) W filmie widzimy ich podczas szóstej rocznicy ich pierwszego spotkania. Dziewczyna w mało subtelny, jednak zakamuflowany sposób, stara się narzucić mu swoje zdanie i odwieść go od prowadzenia z profesorem polemiki. Stosuje szereg odwołań do różnych wartości: powołuje się na miłość, Boga, opinię jego rodziców, karierę zawodową, rzuca nawet argumentem, że lepiej iść łatwiejszą drogą niż bronić własnych przekonań. Nie osiągnąwszy celu, zrywa z nim. Scena jest prawie komiczna w swojej łagodności i codzienności. Dziewczyna krzyczy jakąś głupotę i wali focha, zrywając długi i poważny związek, dla którego się poświęciła, przez fakt, że jej chłopak podjął samodzielną decyzję, kierując się innym systemem wartości niż ona. Nie okazuje przy tym praktycznie żadnych większych emocji. Po chłopaku również to spływa, choć on dla odmiany odpowiada jej asertywnie i spokojnie. Nie ma tu żadnych wątpliwości, rozterek, pytań, wyjaśnień, związanych z zakończeniem tego związku. Nie ma ich też w dalszej części filmu. Ten problem w ogóle znika ze scenariusza po dwóch scenach, z których się składa.
Dwie najbardziej rzucające się w oczy rzeczy, związane z głównymi bohaterami?
1). Niewierzący profesor posiada same agresywne i niepożądane w kontakcie z ludźmi cechy. Podczas gdy wierzący student posiada same dobre, świadczące o spokoju, głębokim analizowaniu i łagodności. Nie sądzę żeby taki dobór osobowości był przypadkowy, skoro film jest poświęcony chrześcijanom, którzy byli prześladowani z powodu swojej wiary. Zakładam więc,
że jest to zwyczajna propaganda, mająca na celu stworzenie czegoś, przed czym chrześcijanin może się bronić – okrutnego przeciwnika.
2). Obaj panowie byli w związkach, które rozpadły się z tego samego powodu. Jednak widać tutaj nadal wpływy z punktu 1. Dziewczyna wierzącego nie przejmuje się jego poglądami, narzuca własne zdanie i egzekwuje je w brutalny sposób, nie przejmując się wcale uczuciami partnera. Postępuje ona dokładnie w ten sam sposób, co profesor wobec swojej wierzącej ukochanej. W obu przypadkach osoby wierzące są przymuszane do porzucenia wiary, na rzecz poglądów swojego niewierzącego partnera. Są traktowane przedmiotowo, nie są pytane o zdanie. W obu przypadkach się sprzeciwiają i spotykają z wyładowaniem frustracji i pogardą dla ich decyzji.
Wnioski?
W filmie wykład profesora zaczyna się od przedstawienia się mężczyzny jako ateisty oraz wyjaśnienia pochodzenia pojęć ateizmu i agnostycyzmu. Moim zdaniem zabrakło tam wyjaśnienia czym jest ANTYTEIZM, który pasuje bardziej do przekonań profesora filozofii. Który powinien chyba najlepiej znać się na terminach, którymi sam siebie określa.
Antyteizm – postawa polegająca na negatywnym nastawieniu oraz walce przeciwko teistycznym religiom. Aktywna opozycja względem teizmu.
Czemu więc nie wyjaśniono różnicy między ateizmem a antyteizmem?
Niestety najmodniejszym konfliktem, w naszej i zachodniej kulturze, jest wojna katolików z ateistami. Ludzie rzadko zastanawiają się nad słowami, którymi się posługują. Zauważam postępujące upraszczanie języka do swoich potrzeb. Nie dość, że ludzie rzadko dyskutują na różnorodne tematy, bo ciągle wszędzie przewija się to samo.. To na dodatek zatrważająca jest ilość osób, którym wszystko jedno jak nazwą to, o czym mówią, byle tylko się wypowiedzieć. Stereotypowe uproszczenie, które zastosowano w filmie, woła o pomstę, ale sam już nie wiem do kogo. Zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie kochają kontrowersyjne filmy poruszające filozoficzne i bliskie im problemy, jednak z drugiej strony ja rzygam już wałkowaniem
w kółko i kółko tych samych przykładowych, choć wcale nie reprezentatywnych dla ludzi, postaw. Podobno najlepiej jest przedstawiać wszystko na jaskrawych i czarno-białych przykładach. Ktoś zapomniał, że to się nie tyczy osobistych
i religijnych przekonań, które są tak potwornie różnorodne, że naprawdę ogromną sztuką jest je przedstawić w filmach. Na czacie spotkałem się z dwoma wiodącymi poglądami: my jesteśmy ateistami nastawionymi na naukę, a oni zacofanymi
i zacietrzewionymi katolami vs. my jesteśmy wierzącymi, dobrymi ludźmi, atakowanymi ciągle przez zwierzęta bez sumienia
i zasad moralnych. Jak bardzo łatwo zauważyć, film łączy w sobie oba te wątki i podsyca jeden drugim, aż do momentu,
w którym ''dobro wygrywa''. Ten motyw widać również w argumentacji podczas dyskusji, w ludzkich historiach w tle oraz
w zakończeniu filmu. CZYLI WSZĘDZIE GDZIE TYLKO DA SIĘ GO WEPCHNĄĆ.
Choć film pozostaje w konwencji bardzo naiwnie amerykańskiej, wyraźny jest w nim motyw obrony wiary. Sądzę, że właśnie to miało być wątkiem przewodnim filmu, zanim pogubiło się i pomieszało z masą innych, upchanych ciasno morałów. Ile razy mamy w kinematografii do czynienia z Chrześcijaństwem, tyle razy musi stać ono w opozycji do jakiegoś ogromnego zła. Zawsze obecny jest element pokory, kuszenia, przełamywania wątpliwości. Ten sam powielany schemat ciągle atakowanego, doświadczanego, ale jednak silnego człowieka. Chrześcijanina, na którego czyhają wieczne próby i sprawdziany wiary.
Po prostu przereklamowane Hollywood. I o ile to jest zrozumiałe – bo taka konwencja. O tyle nie rozumiem samych ludzi i ich mentalności.
Ateizm zaczął być traktowany jako czynna napaść na wiarę innych. Niewierzącym w tym filmie przypisano cechy narzucania swojej woli, tolerowania tylko poglądów podobnych do własnych i wręcz wymaganie od innych ludzi zmiany ich osobistych wierzeń. Uwypuklono to złością, zastraszaniem, groźbami. Przedstawiono ateistów jako osoby, którym nie zależy wcale na ludziach. Chrześcijan pokazywano jako silną jednostkę sprzeciwiającą się złu lub silny tłum. Ateistów – jako osamotnionych, zgorzkniałych i nieradzących sobie z własnymi emocjami i problemami ludzi.
Największym smaczkiem w tym temacie jest chyba twierdzenie, że: ''najzacieklejszymi ateistami są byli chrześcijanie''. Zostaje ono zobrazowane w taki sposób, by pokazywać, że od religii odwracają się tylko ci, którzy nie rozumieją Biblii i rozczarowali się Bogiem, bo nie spełnił ich próśb. Oraz ci, którzy są słabi i ulegają negatywnym emocjom.
Film łączy naprawdę wiele różnych i zawsze negatywnych obrazów ludzi niewierzących. Jest tak cholernie, skrajnie stronniczy... I jest w tym tak płytki i przyziemny... Że widz nie ma w ogóle szansy zidentyfikowania się z jakąkolwiek inną postacią niż wierzący student. Nawet postacie z pobocznych historii, mimo innych sytuacji życiowych - są takie same jak on.
To film dla chrześcijan, którzy już wiedzą swoje i nie zmienią zdania, którzy uważają się za lepszych, silniejszych, godnych
i szukają poparcia ''na zewnątrz'' dla swojego ego. Dla takich, którzy widzą niewierzących przez pryzmat własnego strachu lub niechęci. Dla nikogo innego.
drewniany kwiatek
OdpowiedzUsuńWysłany 24.10.2015 o 17:08
„…najmodniejszym konfliktem, w naszej i zachodniej kulturze, jest wojna katolików z ateistami” Mógłbyś podac przykład „tej wojny”?
Mrówek
UsuńWysłany 24.10.2015 o 18:06 | W odpowiedzi na ~drewniany kwiatek.
A to film nie wystarcza? :D Konwencja hollywoodzka też nie? Przymus wybierania strony nie wystarcza? Wzajemne docinki i dzielenie ludzi na katoli i lewaków nie wystarczą? Odnoszenie się do wiary w praktycznie każdej dyskusji internetowej też nie wystarczy? Stereotypy w każdym środowisku to nie przykład?
drewniany kwiatek
UsuńWysłany 26.10.2015 o 19:53
film nie jest o wojnie katolików z ateistami;)
Mrówek
UsuńWysłany 26.10.2015 o 20:00 | W odpowiedzi na ~drewniany kwiatek.
Owszem, nie jest. I nigdzie tak nie napisałem.
Jest za to o prześladowaniu chrześcijan. Głównie przez ateistów. A to, że bazuje na stereotypach i napędza i tworzy własny świat konfliktu, który trwa między tymi dwiema nacjami, to trochę inna sprawa. I o tym właśnie tutaj pisałem.