wtorek, 27 października 2015

Czy Bóg umarł? – Część IV - Dygresje

Poprzednie części:
Czy Bóg umarł? - Część I - Wstęp i postacie główne
Czy Bóg umarł? - Część II - Historie poboczne
Czy Bóg umarł? - Część III - Dyskusja i wnioski (1)

Czy Bóg umarł? - Część III - Dyskusja i wnioski (2)

Dygresje

Jak jest lepiej?
Zauważyliście jak zmienia się podejście religii do nauki?
Wcześniej zauważałem obawę: rozwój nauki nie zostawi miejsca na wiarę. (To jak: ''Ewolucja zastępuje Boga.''.)

Z jednej strony wiem, że to prawda. Bo można powiedzieć ludziom pewnie i stanowczo: ''Tego nie ma.'' i uczyć ich do bólu,
że taki jest świat. A z drugiej... Chrześcijanie wierzą w Boga wszechmocnego, niepoznawalnego, który jest wszystkim
i jednocześnie czymś większym niż wszystko i nie jest dla nas dostępny do poznania. Jest to Bóg, którego nie da się znaleźć, zmierzyć, zważyć, dotknąć ani opisać. Skąd więc ten strach, że ktoś go, tak jak w filmie, zabije? Skoro nie jesteśmy w stanie dotrzeć do Boga, udowodnić nic, postawić go przed realnym i kompetentnym sądem... To czy wszystko to nie opiera się już tylko na sile ludzkiej wiary? Czy dochodzimy w końcu do momentu, w którym ludzie swoim zachowaniem udowadniają, że bez wiary nie ma Boga? Jeśli jest on czymś do odkrycia, a jednocześnie czymś czego nie da się odkryć, to ta wiara będzie trwała wiecznie, nawet niezależnie od ilości wyznawców. Zawsze będzie to tylko jedna z wielu rzeczy, w które można wierzyć. Bo niezależnie od propagandy, reklamy, spotkań w tłumie wiernych czy deklarowanego wyznania, każdy ma jakąś własną wersję. Nie istnieją tylko wielkie i małe religie, każdy człowiek sam tworzy codziennie własną wiarę, wybierając co jest dla niego prawdą. Wystarczy spojrzeć ile bóstw już zdegradowano.

Po różnych wielkich odkryciach, zmianach w społeczeństwie i rozwoju technologii, przebiło się dopiero podejście, że to Bóg uporządkował i stworzył wszystko akurat takim, jakim opisują to naukowcy. I to podejście mnie zarówno cieszy jak i irytuje. Zarzucano mi wiele razy oportunizm i potocznie relatywizm, do których się często przyznaję, bo sam mam wierzenia, poglądy
i wyobrażenia, które są ze sobą sprzeczne. Ale ja się nie podpinam pod czyjeś teorie, żeby sobie polepszyć image, bo ludzie zaczynają stronić od straszenia ich piekłem i końcem świata. Ale z dwojga złego wolę: ''wszystko stworzył jedyny Bóg i to było dobre'' niż ''spalimy cię na stosie, bo zobaczyłeś i zrozumiałeś jak działa świat stworzony przez naszego Boga''.
Choć nadal – nikt nie wie czy stworzył to jakikolwiek bóg.

Jestem zadowolony, gdy widzę zdrowe podejście ludzi do tego tematu. Bo wiem, że jest masa ludzi, która po prostu sobie wierzy i robi z tego użytek dla siebie i innych. Ale bywam także rozczarowany tym, że ktoś nie godzi się sam wewnątrz siebie z tym, że wierzy w sprzeczności, tylko próbuje udowadniać całemu światu, za ciężkie pieniądze, najgorszymi sposobami, że jedna z wielu opcji jest jedyną i spójną prawdą. Obejrzałem ten cholerny film i popatrzyłem na to, jak można zniechęcić ludzi do wiary, religii, innych ludzi i Boga. Jak można pokazać się jako nietolerancyjnych oszołomów, zamkniętych tylko
w swoim świecie kazań i morałów. Pokazano w nim do czego są w stanie posunąć się niektórzy ludzie, aby uzasadnić słuszność swojej prywatnej wiary. Której nie można uzasadnić dowodami innymi, niż wyjaśnienie własnego stanowiska i odczuć, licząc, że do kogoś dotrze akurat taka filozofia.

Bardzo wiele zależy od ludzi, którzy przekazują takie nauki. To od nich zależy jak tę wiarę zareklamują. Czy będzie to wiara oparta na strachu, nadziei, miłości czy na nie pozostawieniu wyboru. Czy będzie to wiara sztywna czy dająca szeroki margines dobrowolności. Jest ogromna różnica między wiarą w Boga, a byciem chrześcijaninem. U nas już widać podział na ludzi, którzy tylko chodzą do kościołów i na ludzi, którzy się od nich odcinają, ale nadal wierzą w jednego Boga.

Ktoś wspomniał, że widocznie miałem duże nadzieje związane z tym filmem, bo teraz widać po mnie ogromne rozczarowanie. Zgadzam się. Chciałem zobaczyć film o Bogu, o innych poglądach, o innej wersji świata. Chciałem zobaczyć czyjeś przekonania i ich uzasadnienie. Nie spodziewałem się naprawdę filmu bazującego na przymusie, stosującego psychologiczne zagrywki i nastawionego tylko na Chrześcijaństwo i jadowicie przeciw ateizmowi, gdzie Bóg i wiara zostały zepchnięte na bok i pozbawione tej radości, siły, którą prezentują szczerze wierzący wyznawcy. To oni zachęcają ludzi do dołączenia do nich.
To oni rezygnują ze zszarganych frazesów, na rzecz dotarcia do człowieka indywidualnie. Myślałem, że być może ktoś zrobił film o moim podejściu do tego, o swobodzie, pięknie tego, że można wierzyć w co się chce niezależnie od całego świata.
I rozczarowałem się. Bo co to za film i za przesłanie, jeśli to ja, niewierzący w Boga, przedstawiam jego religię, wyznawców
i jego samego w lepszym świetle niż zrobili to jego sekciarscy twórcy? Jeśli to ja, nie oni, widzę i prezentuję inne, nieagresywne podejście.

Gdyby nie swoboda w nazywaniu katolikami, chrześcijanami każdego wierzącego w Boga człowieka, to mielibyśmy same oderwane od siebie małe sekty, uczepione ich sztywnych poglądów.

Moje pytanie do was: Wolicie by ktoś zapytał: ''Katolik czy ateista??'' czy ''Opowiesz mi w co wierzysz?''?


Tak serio można?
Zupełnie nie trafia do mnie podejście: ''Bóg da ci wszystko, ale czasami ci nie da.'', ''Masz wolną wolę, ale Bóg chce, żebyś wybierał tylko to co on ci każe, bo on ma dla ciebie cały plan.'', ''Modliłem się o rower. Dostałem go. Dzięki ci Boże. - Modliłem się o rower. Nie dostałem go. Dzięki ci Boże, widocznie tak miało być.''.

Może Bóg powie tak, może Bóg powie nie, nigdy się tego nie dowiemy, ale dziękujmy mu za obie odpowiedzi, bo na pewno coś zrobił! Nie rozumiem całej tej otoczki, którą pokazano bardzo jasno w fabule filmu, która nakazuje oddanie swojego losu Bogu, a nie wzięcie go we własne ręce. Rozumiem, że łatwiej jest myśleć, że niewidzialna ręka losu, przeznaczenia lub Jezusa, kieruje naszym postępowaniem i tym na kogo wpadamy na ulicy, tym kiedy się masturbujemy a kiedy zachodzimy
w ciążę... dla naszego dobra... Ale czy to nie zabawne prezentować pogląd, że Bóg pomaga nam akurat wtedy, kiedy my uważamy, że nam pomaga? Nie rozmawialiśmy z nim, nie znamy go i niestety nie czujemy. Wierzymy jedynie innym ludziom, którzy powiedzieli nam: ten Bóg jest lepszy niż wszyscy inni, wymyśleni przez innych ludzi, bo ten istnieje a tamci nie. Nie mamy pojęcia jak jest naprawdę. Nie wiemy czy jest jakaś siła pokroju Boga, determinująca nasz los. A jeśli istnieje więcej takich sił, to nigdy nie wiadomo do kogo się modlisz i kto cię usłyszy. Chrześcijaństwo dopuszcza istnienie demonów, prawda? Gdyby nasze istnienie było dla innych istot złem, to ''nasz Bóg'' może okazać się ''cudzym Diabłem''.
To tylko pokazuje Boga, którego nie sposób udowodnić ani któremu nie sposób zaprzeczyć – przez sam fakt stworzenia go
i nazwania akurat takim.

Dlaczego miałby on nam pomagać, dbać akurat o nas? Dlaczego miałby porzucać ludzi, którzy sami wybrali inną drogę, skoro dał im taką możliwość? Czemu miałby ich potem za to karać? Czemu ludzie nastawieni na religię miłości, straszą innych potępieniem? Czemu sami ich potępiają? Nie przyjmuję argumentu: bo nie są doskonali. Skoro każdy jest niedoskonały, to proszę się odpierdolić od wszystkich albo pogodzić z tym, że można powiedzieć każdemu człowiekowi: a weź spierdalaj. Po cholerę tacy ludzie pielęgnują w sobie niedoskonałości, wiedząc doskonale, że nie mają sensu modlić się do własnego Boga, bo on takich ludzi jak oni nie toleruje? Jeśli ''najbardziej zaciekłymi ateistami są byli chrześcijanie'', to najgorszym rodzajem chrześcijan, są ci sprzeciwiający się Bogu w imię Boga. Ci wyjaśniający za jego pomocą wszystko. Ci roszczący sobie prawo do bycia mądrzejszymi i lepszymi, bo wierzą w jedną książkę. Z lepszą moralnością, z lepszymi prawami. Ci czujący się wyjątkowo wśród tych 7 miliardów innych. Ci mówiący: ''Łatwo jest odrzucić coś czego się nie rozumie, albo nie chce rozumieć.'', a potem powołujący się tylko na część naukowych badań, zgodnych z ich przekonaniami, bo resztę odrzucili nie zastanawiając się nawet czy Bóg może mieć inny zamysł niż sami sobie wymyślili.

Czy serio jest sens walczyć o to, co widać na obrazku, jeśli puzzle nie są do końca ułożone? Jaki jest sens odrzucać ich część mówiąc, że nie pasują do układanki, jeśli nie ma się podanej instrukcji, liczby puzzli czy obrazka końcowego..? Czy robiąc to można się powoływać na to, że tak chciał ktoś od nas większy, o kim nic nie wiemy, kogo nie znamy, z kim nie rozmawiamy
i kogo nie pojmujemy?

Czy to nie wariactwo?
Jedną z rzeczy, która jest obecna na każdej takiej kolorowej sekciarskiej stronie, jest ostrzeganie ludzi przed narzucaniem im globalnego porządku rzeczy. Są to ostrzeżenia przed rządami państw, rozwojem technologii, innymi religiami lub ich brakiem, przed filozofią i różnymi poglądami nastawionymi na brak podporządkowania jednostki grupie. Dla mnie to brzmi absurdalnie, że jedna wiara potępia inną, jednocześnie mówiąc, że jest zagrożona, bo inne wierzenia ją potępiają. Wszędzie widzę te odniesienia do ''nie dajcie się zniewolić''.

W filmie ''Bóg nie umarł'' był wątek z ''Nie zostawia im pan wyboru.''. Co okazało się po prostu śmieszne, patrząc na cały film podporządkowany jednemu przesłaniu: Nawróć się, bo tylko to jest prawdą i tylko tu będziesz szczęśliwy. Inaczej jesteś wrogiem i będziesz cierpiał. Skoro ''globalny porządek'' pod wpływem ''jednego globalnego przywódcy'' jest zły, to dlaczego te sekty mają swojego jednego cudownego proroka i namawiają ludzi do tego, aby na całym świecie panowało ''ich Chrześcijaństwo''? Czemu chcą obrać Boga za władcę Ziemi i w jego imieniu sprawować władzę? Czemu opierają się na strukturze hierarchicznej? Przecież wszyscy są równi wobec ich boga, kimkolwiek on nie jest.

W pewnym momencie odchodzimy już od najbardziej znanego czy umiarkowanego Chrześcijaństwa, a gmatwamy się w różne jego malutkie odłamy, kościółki i sekty. Czy tego ludzie nie widzą? Wnioskując po liczbie pozytywnych ocen i komentarzy pod filmem... Czy otacza nas masa ludzi, która wierzy na słowo dowodom, których nie ma, pałająca niechęcią do odmiennych poglądów, skłonna do podążenia na krucjatę XXI wieku przeciwko każdej innej nacji, i to za różnego rodzaju oszołomami wzywającymi w imię ''Boga''?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią.
Z przyjemnością wykorzystam Twoje wskazówki w dalszej pracy nad blogiem.