środa, 21 października 2015

Czy Bóg umarł? - Część III - Dyskusja i wnioski (1)

Poprzednie części:
Czy Bóg umarł? - Część I - Wstęp i postacie główne
Czy Bóg umarł? - Część II - Historie poboczne

***

Pora na najbardziej kontrowersyjną część filmu – dyskusję. W teorii miała ona być chyba czymś w rodzaju punktu kulminacyjnego całego filmu, skoro miała nieść takie ważne przesłanie jak ''Bóg nie umarł, oto dowody''. W praktyce cała dyskusja została pochlastana jak nastoletnie emo w tartaku. Trochę tu, trochę tam. Bez ładu i składu moim zdaniem. Trochę zawstydzenia, trochę rozterek, trochę nienawiści.. w tle jakieśtam pokrętne dowody istnienia Stwórcy... i od groma emocji, ludzkich problemów i stereotypów. To nie jest myśl przewodnia filmu. Sądzę, że wszystko, co związane z tym sporem, zostało spłycone, rozbite, przerysowane, sprowadzone do roli wypełniacza pustych staników. Spodziewasz się filozofii, opinii, poglądów, merytorycznej dyskusji.. a dostajesz skarpetą w twarz. Łiiiiiiiiiiiiiii, Zgredek jest wolny od myślenia!

Przedmiot i okoliczności dyskusji

Jest to nic więcej jak starcie dwóch skrajnych poglądów. Z których żadnego NIE MOŻNA UDOWODNIĆ.
Wedle tytułu filmu i pierwszych scen dotyczących początku i rozwoju sporu, ma to być rozważanie: Czy chrześcijański Bóg żyje czy umarł. Profesor ustalił, że całość będzie prowadzona na jego zajęciach, a dokładniej: na ostatnich dwudziestu minutach trzech kolejnych wykładów, student będzie wygłaszał swoje argumenty. Można zadawać mu pytania. I będzie to dodatek do jego zaliczeń i obowiązków na uczelni. Student wymyślił, że przeprowadzą spór w formie sądu – oskarżony, oskarżyciel, obrońca i ława przysięgłych. Ateista ma podawać argumenty przeciw, zaś chrześcijanin argumenty za. Reszta studentów, która zadeklarowała wcześniej na piśmie, że Bóg umarł, ma zdecydować czy argumenty studenta ich przekonały.

Wszystko wydaje się takie piękne i proste. Wydaje się, bo takie nie jest. Całość jest totalnie niedopracowana od strony merytorycznej i nie ma żadnej wartości naukowej. A chyba czegoś więcej powinniśmy spodziewać się po tak poważnie brzmiącym wyzwaniu, na poważnej uczelni? (I po filmie z tak poważnym tytułem.) Jakie popełniono błędy? Czego nam nie pokazano? W jaki sposób manipulowano na swoją korzyść?

Nie wiadomo czy od wyniku tego sporu zależy końcowa ocena studenta, z przedmiotu filozofia, bo przez cały film rożni ludzie różnie mówią. W realnym życiu nikt nie ma prawa nas ocenić, w szkole czy pracy, za prywatne poglądy, jeśli nie wyszydzamy innych ludzi i nie nakłaniamy przeciw nim całego świata. Nikt nie ma prawa od nas wymagać, żebyśmy się z nim zgadzali
w swoich opiniach. Jednak w filmie buduje się na tym tle atmosferę grozy. Ktoś wymaga od nas czegoś absurdalnego i od tego absurdu zależy nasza przyszłość. Autorzy mogli stworzyć z tego film o tym, jak profesor przeprowadza eksperyment – wybiera studenta i narzuca mu ten spór, żeby pokazać coś całej grupie. A potem tłumaczy studentom na przykładzie swojej polemiki ze studentem, jak ważne jest posiadanie własnego rozumu. Jak pochwala zdrową argumentację, siłę woli, ich zdolność do nieulegania wpływom czy gotowość do szukania nowej literatury i powoływania się na nią, a także zdolność oceniania i przyjmowania nowych poglądów bez agresywnych działań. I można było to zrobić na przykładzie nawet takiego kontrowersyjnego tematu. Logicznie i z pożytkiem dla innych. Ale tutaj nie ma logiki. Nie ma stworzonych żadnych warunków ala sąd, przed którym chcą postawić Boga. Nie wiadomo co jest zarzutem, a co dowodem. Dopiero na ostatnim wykładzie mamy jakąkolwiek dyskusję, ale do tego momentu nie wiemy już co się dzieje w filmie ani na co właściwie toczy się spór.. bo obie postacie główne odchodzą od podawania argumentów za i przeciw, a skupiają się na dowaleniu rozmówcy i własnych emocjach.

Cała dyskusja to dla mnie taka sama gra, jak poker na zapałki.

Założeniem głównym jest to, że student musi przekonać grupę. Musi wygrać. Nie ustalono jednak w jaki sposób studenci przesądzą o tej wygranej. Nie ustalono czy decyduje większość głosów, czy musi zgodzić się cała grupa. Przy założeniu, że jest to ława przysięgłych, powinni jednogłośnie wydać werdykt, że żyje lub umarł. Jednak w jaki sposób mają to zrobić? Kiedy? Czy muszą przed tym spotkać się i omówić wspólną wersję? Czy każdy odpowiada za siebie? Czy mamy patrzeć na nich jak na grupę bydła czy jak na zbiór jednostek o różnych opiniach, na które działają różne argumenty? Omówiłem już fakt, że oskarżycielem jest apodyktyczny i pokrzywdzony przez życie antyteista, a obrońcą szczerze wierzący odważny młodzieniec. Omówię więc teraz ławę przysięgłych i ich decyzję.

Zarzut pierwszy.
Uniwerek nie jest katolicki. Sam student uważa, że zapewne nikt z tej grupy ludzi nie był w kościele. Wiemy, że jest on na pierwszym roku i jedynie z nielicznymi z nich widuje się na innych zajęciach. Mówi też, że grupa na wykładzie z filozofii liczy około 80 osób. I wszyscy oni podpisali się nazwiskiem pod słowami: ''Bóg jest martwy.''. Widzicie to? Wszyscy.
Nie zobaczyliśmy ani jednej kartki z jakimś innym wyznaniem. Każdy pisał na kartce, zajęty tylko sobą, a potem oddawał kartkę na stertę i do profesora. Nikt nie zgłosił wątpliwości, poza wierzącym studentem.

Film pokazuje sytuację skrajną i według mnie dziwną. Mamy tutaj 80 osób. Osiemdziesiąt osób, które wybrały kurs filozofii jako jeden z wielu dostępnych przedmiotów, które najwyraźniej wybrały różne kierunki studiów. Są to osoby różnej płci, narodowości, pochodzą z różnych części kraju. Zakładam też, że na tyle osób na pewno występuje różnorodność przekonań, wierzeń – lub, co zabawniejsze byłoby w naszym kraju, większość z nich została ochrzczona i wychowana w duchu chrześcijańskim. Wszyscy oni zgodzili się z jednym i tym samym stwierdzeniem. Każdy z nich miał jakiś powód, którego możemy się domyślać. Lenistwo, strach, konformizm, zgoda z własnymi przekonaniami lub uleganie autorytetowi. Możemy zrozumieć, że duża grupa uczniów ulega swojemu nauczycielowi. Że ludzie boją się wyłamać, zbłaźnić, albo nie chcą się tłumaczyć z tego w co wierzą i dlaczego. Profesor ich zastrasza, podaje im rozsądne argumenty za tym, żeby się poddali jego woli. Mówi, że tutaj mają wierzyć w to co on każe, a co robią prywatnie to ich sprawa. Mówi, że papier gwarantuje im spokój. Że na pewno zaliczą na przynajmniej 3. Zachowuje się przy tym jak dupek, wymaga idiotyzmu, ale sam mechanizm jest bardzo popularny. Ludzie tak robią. Wszędzie. Jedni czegoś wymagają, a inni się na to godzą. Podporządkowują się systemowi, podporządkowują się silniejszym ludziom, podporządkowują się warunkom w jakich się znaleźli.

I możemy założyć, że studenci będą trzymać się swojej decyzji, za którą ręczyli swoim podpisem. Bo cały czas nauczyciel jest nauczycielem. To on ma władzę nad ich stopniami, przebiegiem zajęć, nad tym czy zrobi im trudny test. Ciągle ciąży nad nimi strach o własną przyszłość. Tak byłoby w prawdziwym życiu. Jak jest w filmie?

Całe 80 osób, ręczące swoim podpisem za tym, że Bóg nie żyje, pod wpływem argumentacji studenta, na trzecim jego wykładzie - czyli w sumie po godzinie bezsensownej ''dyskusji'', jednogłośnie stwierdza: ''Bóg nie umarł''. W jaki sposób to robią? Wstaje jeden z nich i krzyczy: Bóg nie umarł. Potem wstaje kolejna osoba i krzyczy: Bóg nie umarł. Potem robią to kolejne i kolejne, aż wszyscy stoją razem uśmiechnięci. Chwyt prawdziwie hollywoodzki, tani, robiący czasem wrażenie.
A tak z życia... Obie sytuacje opierają się na psychologii tłumu – wszyscy podpisują, to i ja podpiszę, skoro oni wstają to i ja muszę. Pojedyncze nieprzekonane osoby wyglądałyby głupio, prawda? Pamiętacie to? Eksperyment z windą. Link TUTAJ.
To właśnie mniej więcej tak działa. Na ostatnim wykładzie studenta była mowa o wolnej woli, o tym, że każdy ma wybór, że każdy może wierzyć w co chce. I właśnie te słowa mają porwać tłum do krzyczenia: ''Bóg nie umarł''. Widzicie to co ja?

Grupa 80 ludzi wybiera solidarnie bramkę numer 1, a potem solidarnie zamienia ją na bramkę numer 2, bo jakiś młokos powiedział im, że mają wolną wolę i nie muszą wybierać tego, co się im narzuca.

Gdyby ci ludzie nie byli statystami mogliby zacząć mówić na głos w co wierzą, nie bojąc się oceny.

W tym filmie student krzyczy o wyborze, wolnej woli i dobrowolności, a mówi to zarzucając profesorowi, że pozbawia on studentów możliwości wyboru. W tym przypadku zaciera się granica między sporem o to, kto ma rację na uczelni, a sporem
o to czy Bóg rzeczywiście istnieje. Hipokryzja tego filmu polega na tym, że chce udowadniać coś, czego nie da się udowodnić, w dyskusji, która nie ma prawa mieć nigdzie miejsca. Do tego posługując się stereotypami i manipulacją, a powołując się na wolną wolę człowieka i prawo do wyboru. Ktoś tu jednak zapomniał, że wybierać można z szerszego wachlarza postaw
i poglądów.




Film składający się z manipulacji, nagonki na ateistów, innowierców i niezdecydowanych ludzi, z wielbienia Boga w każdej możliwej sytuacji i w każdy możliwy sposób, z masą treści zachęcających, a także moralizatorskich, udający, że udowadnia istnienie Boga i że wszyscy się z tym zgadzają, momentami wręcz kłamliwy i oderwany od rzeczywistości – gówno ma do wolnej woli i zostawiania komukolwiek wyboru.

Zarzut drugi.
Czy serio po zobaczeniu podejścia ławy przysięgłych do tego sporu, można uznać tę grupę za inną niż: podatną na manipulację, wystraszoną, konformistyczną, zmieniającą swoje zdanie nie ze względu na siłę argumentu, ale na bycie w grupie? Można. Gdyby tylko ktoś pomyślał o tym, o czym napisałem wcześniej. Nikt nie pomyślał o tym, by określić w jaki sposób ta ława rozstrzygnie spór. Nie było konsultacji grupy przed podjęciem werdyktu, nie było czasu na tę rozmowę ani żadnego głosowania. Jeśli ktoś chce przyjąć za głosowanie sytuację, w której ''kto jest za niech wstanie'', to spieszę z wyjaśnieniem, że to bardzo durna opcja. Oglądał ktoś z was bardzo szumny i genialny film: Dwunastu gniewnych ludzi, z roku 1957?
Tam jest świetnie pokazane jak grupa nie może dojść do wspólnego wniosku, bo każdy z nich jest inny, zwraca uwagę na inne argumenty i ma własne powody, dla których podejmuje jakąś decyzję. W eksperymencie z windą pokazano, że wystarczą trzy osoby, aby inni się do nich dostosowali. W filmie było osób 12, a świetnie pokazano presję innych, która nakazywała ludziom głosować tak samo jak większość. A tutaj mamy grupę 80.

Rozumiem, że film ''Bóg nie umarł'' jest naciągany w każdym calu, że musi wyglądać olśniewająco, żeby masy go zachwalały, ma być emocjonujący i musi naginać rzeczywistość. Ale nie rozumiem czemu robi to do tego stopnia i to tak manipulując! Stworzono chłopaczka przeciwstawiającego się bohatersko ''okrucieństwu i prześladowaniu'', w niemożliwej w rzeczywistości sytuacji. I wiem, że zrobiono to dla głównego motywu filmu: ''z Bogiem zawsze jest lepiej''. To jeszcze ujdzie. Bo może są
i tacy ludzie. Może historie poboczne mają sprawić, że powiążemy naszą realną sytuację z życiem i wyborami bohaterów,
a główny bohater, od początku idealny i odnoszący (naciągane) sukcesy, ma nam pokazać kim możemy się stać? To mogłoby mieć sens gdyby nie fakt, że ja nie chcę stać się człowiekiem tak zaślepionym jedną ideologią, że nie zauważę jak bardzo próbuję uzasadniać osobiste przekonania, kłamstwami. I to publicznie. Że nie zauważę z kim przez 6 lat byłem w związku ani nie obejdzie mnie jego koniec. Że nie zauważę, że wdawanie się w agresywne spory, których nie można wygrać ani przegrać - są bez sensu. Że nie zauważę, że ktoś o odmiennych poglądach został ukształtowany przez odmienne doświadczenia i może też mieć rację. Że nie zauważę oczywistych rozwiązań dla pewnych sytuacji i dam się ponieść niechęci, emocjom, lękowi
i zaprzeczę tym tej ''zawsze cudownej'' tak mocno propagowanej w filmie, Chrześcijańskiej ideologii. Brnąc dalej i srając na szachownicę, uważając, że wygrałem, kiedy rzeczywistość pokazuje, że takie właśnie spory rujnują międzyludzkie relacje.

Nie kumam czemu nie można było pokazać pewnych rzeczy takimi, jakimi są lub jakimi powinny być. Czemu nie można było pokazać ateisty jako rzeczowego, chrześcijanina jako normalnego, ani grupy jako rozsądnej? Czemu nie można w takim filmie zarządzić zwyczajnego głosowania, np. na następnym wykładzie, z kartkami: ''wybierz kto według ciebie wygrał debatę: profesor czy student'' ? Czemu posunięto się do pokazania żałosnej i nierzetelnej polemiki, z idiotycznymi sędziami?
Żeby postawić na swoim. Jeśli dyskusja nie ma sensu, jeśli argumenty można łatwo obalić, jeśli głosowanie nie da takiego efektu, jakiego się oczekuje, to pozostaje zniekształcić rzeczywistość tak, żeby głupi ludzie w nią uwierzyli.
Tylko dlaczego robią tak CHRZEŚCIJANIE?!

Podsumowanie wątku.
Czemu spłycono wszelkie zależności pomiędzy ludźmi? Czemu tak ich wszędzie poniżono? Spójrzcie na wszystko, co związane tu jest z ludźmi. Postacie, podejście do problemów, podejście do własnych poglądów, sposoby radzenia sobie, to jak ludzie funkcjonują tutaj wśród ludzi. Wszędzie jest pokazana ludzka ułomność. Nawet moment zmanipulowanego tryumfu Chrześcijaństwa jest pełen ludzi, którymi większość z nas gardzi. Bo są to ludzie, którzy potakują bez względu na to, jaki pogląd im się przedstawi. Film pokazał masę patologii w relacjach, kompletny brak poznania siebie i brak wykształcenia sobie ośrodka odpowiedzialnego za świadome decyzje i krytyczną ocenę tego, co widzimy. Dla mnie jest przeżarty hipokryzją.

Jak bardzo można zgnoić w filmie człowieka, pokazać jaki jest niezdolny do świadomego życia i decydowania o sobie, by potem wmawiać mu, że nagle stanie się szczęśliwy, jeśli tylko świadomie i z własnej woli podejmie decyzję o uwierzeniu?


Nie widzimy tam asertywnych czy długoterminowo dobrych rozwiązań problemów. Widzimy samozadowolenie, które daje nam wiara mówiąca: odpowiedzialność za własne życie i szukanie rozwiązania oddajesz komuś innemu. Widzimy nakłanianie ludzi do świadomego podporządkowania się. Do szukania przewodnictwa tyle, że w innej niż dotychczas grupie. Do ufności
w autorytet danej religii. Kto w ogóle daje gwarancję, że sama wiara w cokolwiek odmienia całe życie, osobowość, naprawia problemy? Ja nazywam to sektą. I jestem tym przerażony.

Czy istnieją jakieś chrześcijańskie środowiska potępiające wprost ten film?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią.
Z przyjemnością wykorzystam Twoje wskazówki w dalszej pracy nad blogiem.