Chciałem popisać o czymś... czymkolwiek... bo dawno tego nie robiłem. Mam nieco innych spraw na głowie. To się nazywa życie realne - nie każdy wie o co chodzi więc spieszę z tłumaczeniem: życie to coś co odbywa się OFF-LINE. (Swoją drogą nie polecam, bo jest cholernie przereklamowane.)
I tak sobie zerknąłem przy wylogowaniu z poczty na stronkę z wiadomościami.. a tam to samo co wszędzie: Putin, Ukraina, narodowa duma, Tusk, polityka, jakaś modelka, piosenkarka po 40 roku życia, ktoś zmarł, kogoś zatrzymano, ktoś przegrał, ktoś wygrał, dieta, seks, gaz. Tylko nazwiska się zmieniają. Jebie mnie to szeroko i głęboko.
No ale. Nadrobiłem sobie poziom głupoty w życiu, bo jak wiadomo kiedy jest za dobrze to człowiekowi odbija. I poczytałem sobie komentarze, dotyczące posyłania gnojków w szkołach na religię/etykę. Strasznie mi przypomniały dyskusję o paleniu na balkonie, w której spierali się palący i niepalący.
Osobiście uważam, że każdy ma prawo robić to, co chce, pod warunkiem, że nikogo w domu nie zarzyna i nie przeszkadza sąsiadom odgłosami piły mechanicznej po 22:00. A czemu tak uważam? Bo znam coś takiego jak zasady współżycia społecznego, które, właściwie stosowane, ułatwiają nieco życie. Ludzie napędzający wszelkie nagonki niestety nie rozumieją, że istnieje coś takiego jak przestrzeń publiczna, w której zawsze musi obowiązywać jakaś wartość nadrzędna. Np. zdrowie, wolność wyznania, prawo do realizowania swojego hobby, bezpieczeństwo czy inne takie. Przy takim założeniu musi istnieć system, który będzie ponad palącymi i niepalącymi, a także ponad wierzącymi i niewierzącymi. Jaki musi być ten system? Bezstronny i ukierunkowany na ''większe dobro''. (Ot, taka mała utopia.)
Dlatego w temacie: nikt nie ma prawa nakazać, by w publicznej szkole uczono jakiejkolwiek religii. Bo przy całym tym pieprzeniu o chrześcijańskich wartościach naszego państwa, trzeba uszanować fakt, że wybór wiary i religii jest sprawą osobistą, prywatną. Dlatego jej przekazywanie i rozwój powinien następować w rodzinie, w procesie wpajania wartości,
z których dzieciak może sam zrezygnować. Zaś nadzór nad przeprowadzaniem obrzędów religijnych, przekazywaniem aktualnych ustaleń co do świąt/nakazów/zakazów i innych rzeczy powinny sprawować jednostki kościelne. Bo przecież od czegoś są te parafie i kościoły. (Oczywiście uważam za idiotyzm dopisywanie jako nowych wyznawców paromiesięcznych dzieciaków, bo to pozbawianie prawa wolnego wyboru.)
Inna sprawa z etyką. Bo pięknie byłoby zapoznać dzieciaki, zainteresowane tylko tym ''ile jeszcze do dzwonka'', z różnymi poglądami na temat moralności, nie tylko chrześcijańskimi. Fajnie byłoby uczyć młodych ludzi co to znaczy być człowiekiem. Co przy obecnej ''oświacie ciemnoty'' pozostanie jedynie utopijną ideą, bo nikt nie jest w stanie stworzyć czegoś, co będzie przydatne, kompetentnie przeprowadzone i uniwersalne. Zwłaszcza bez, jak zwykle, wielomilionowych strat kasy na komisje/książki/szkolenia/pensje/zmiany planów w szkołach/wprowadzenie ustaw i masy innych... Tak, by nikt nie mógł zrobić z tego kolejnej wojny w necie, a dzieciaki coś zrozumiały.
Jak z wciskaniem religii, tak i z palaczami. Skoro system promuje zdrowy tryb życia, a pozwala ludziom się truć, to logicznym jest przyjąć, że: ''Kupuję tę działkę trucizny za 15 zł, żeby samemu ją sobie wpakować do płuc i jestem świadom wszelkich konsekwencji z tym związanych.''. Super. Truj się w domu, w miejscu, które sobie wykupiłeś, tak by nie truć innych. Ja sobie życzę oddychać tlenem i to uszanuj. Mogę mieć pasję gry na fortepianie, ale nie robię tego od 7 rano do 22 pod twoim kurwa oknem, prawda? Bo mimo wszystko będę się starać nie przeszkadzać innym. (Pielgrzymki tego nie rozumieją, więc w sumie to bardzo adekwatne porównanie moim zdaniem.)
Zupełnie nie rozumiem tego u niektórych ludzi, ani w wierzących ani w palaczach... że zamiast palić w swoim domu, wychodzą z niego, by nie było w nim czuć dymu. Że zamiast dać innym żyć po swojemu, zamiast dawać przykład życia zgodnego z ich kodeksem wiary - straszą piekłem, w które nikt poza nimi nie wierzy, zamiast miłować wolą oszukiwać, nakazywać i wytykać innym ich błędny, odmienny tok myślenia.
Czy serio takim wielkim problemem dla masy ludzi jest zrozumienie, że ich nawyki, wiara, sposób życia, są ich osobistą, prywatną sprawą, póki nie wpierdalają się w życie innego człowieka? Że nie da się narzucić całej społeczności: ''róbcie tak/nie róbcie tak, bo ja tak robię''? Że jedyną z góry i na zawsze narzuconą, fundamentalną zasadą życia między ludźmi jest: nie szkodzić sobie nawzajem? Czy trzeba powtarzać te same argumenty, te same przekleństwa i tworzyć te same bariery przy każdej nowej sprawie? Tak samo wyglądają spory homo vs hetero, aborcja i eutanazja czy życie ponad wszystko, katolicy vs ateiści, lewica vs prawica, młodzi kontra starzy, pop czy metal i masa masa innych.
Nie można się po prostu odpierdolić od życia swojego sąsiada, jeśli ci nie zagłusza twojego spokoju? Trzeba robić afery na kilka stron, forum w necie i trzy stacje w tv? Bo jakiś pajac, jeden z drugim, się dogadać nie może..
Ludzie chyba są stworzeni do tego by bronić prawa do wpierdalania się w cudze życie, jednocześnie z prawem, by nie wpierdalano się w ich własne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią.
Z przyjemnością wykorzystam Twoje wskazówki w dalszej pracy nad blogiem.