Dziś tak wyglądam. Dramatycznie. W ciemnym pokoju, okryty kocem, z twarzą oświetloną monitorem i szklanką wody obok komputera. 24 h snu chyba wpływają na to jak klimatycznie się wygląda. A wyglądam jakby przejechał mnie ruski czołg.
W tle czytam kolejny żal: ''masz jakieś pomysły na to, jak się nie bać? jestem głupia, tak bardzo głupia. nie potrafię się zmusić do działania mimo strachu i mimo chęci. mam nieodzowne wrażenie, że wszystko, co zrobię i powiem jest bez znaczenia. Straciłam kontrolę nad wszystkim a łudzę się, że wciąż ją mam. Ale ja wiem, że nic nie znaczę. Tu nie chodzi o to. Tu nie chodzi o świat i ludzi. tu chodzi o moje, dość marne, życie. i tu pojawia się paraliżujący wręcz strach. nigdy niczym nie zaryzykowałam, nigdy nie byłam spontaniczna. boję się życia. przeraża mnie podejmowanie decyzji więc czekam, zwlekam tak długo, aż ktoś podejmie decyzje za mnie. mam szczęście do ludzi, którzy popychają mnie w odpowiednim kierunku i nie pozwalają mi się poddać. ale jestem dla nich ciężarem. muszę być, bo ile można użerać się z kimś takim, jak ja? to męczące. już coraz mniej rzeczy mnie motywuje do działania. znowu wpadłam w ten beznadziejny stan, gdzie nie mam siły, ani ochoty na nic. Największym moim problemem jestem ja.''.
Ale, kurwa, co mnie to obchodzi? Co to kogokolwiek obchodzi? Większość ludzi o tym nie myśli, część się tak czuje każdego dnia. Czemu więc akurat ja mam brać na siebie czyjś kolejny kryzys? ''czuję, że znasz odpowiedzi również na moje pytania.'' Ah, bo ja rozwiązałem ten problem. Dla siebie. Akceptując, że nie ma rozwiązania. Że trzeba wziąć tyle ile się potrzebuje, żyć po swojemu na ile się da i przeżyć tyle, ile się może. A potem spojrzeć sobie bez wstydu w twarz, ten ostatni raz. To nie jest trudne. To naturalne. Kiedyś przerażały nas inne rzeczy, które teraz już rozumiemy. Przerażały potwory pod łóżkiem, wąsy wujka albo pierwszy dzień w szkole. Przerażało samodzielne mieszkanie, zagadanie do obcej osoby, by zapytać o drogę.
I jak wtedy sobie radziliśmy? Wątpię, że ktoś pamięta jak wtedy pokonywał strach. To przyszło samo. Każdy z nas przeżyje życie, nawet się nie zastanawiając jak dał sobie radę pod tym względem. Heh.
Bojąc się jednocześnie przyszłości.
''jak zaakceptować prawdę, gdy jest taka brzydka i gorzka?'' - skąd mam wiedzieć jak to zrobisz? To prawda i tyle. Niektórzy mówią tak o bogu: wierzą i tyle, tak jest i tyle. Prawda jest i tyle, to kłamstwa trzeba wymyślać, podtrzymywać, splatać żeby podtrzymywały urojenia. A mimo to, jak się w nie nie uwikłasz - prawda gdzieś tam zawsze jest. Nie boisz się ciemności - boisz się tego co się w niej czai.
''prawda jest straszna, brzydka, okropna, gorzka. ale ponoć tylko ona może nas wyzwolić.''
Nie, cokolwiek może nas wyzwolić. Cokolwiek chcemy i czemukolwiek damy szansę.
Tak to działa. Ułóż życie po swojemu. Przecież tylko to posiadasz.
I wracamy do początku:
-skoro akceptujesz prawdę to powinieneś znać odpowiedzi.
-znam odpowiedzi na swoje pytania. nie na twoje.
-zadowolę się Twoją prawdą.
-moja prawda brzmi: nigdy nie poznamy prawdy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią.
Z przyjemnością wykorzystam Twoje wskazówki w dalszej pracy nad blogiem.