- Zobacz, całe okno w świętych obrazkach. Jaka tam musi mieszkać religijna osoba.
- Chyba szalona.. Jakoś boję się takich ludzi.
***
Serio. Boję się ludzi, którzy... przesadnie eksponują w swoim otoczeniu różne ''przedmioty kultu''. Że tak to nazwę. Choć chodzi mi też o wszelkie niezwyczajne, ekstremalne połączenia hobby. Ja jestem chyba najgroźniejszym typem wariata, bo po mnie i moim domu nie widać żadnych dewiacji i można spodziewać się wszystkiego. Buahahaha. No, ale dobra. O jakich ludzi mi chodzi? Hmm.. O dziewczynę, która ma taki syf w mieszkaniu i pierdolnik, że można trawę siać na dywanie, a ubrania zbierać szpachelką z mebli, która miała na szafce nakryty chustą ołtarzyk, na którym były: świece, talia kart z runami
i wyeksponowane miejsca dla trzech spośród tych kart. O kolesiu, który zapraszając grupę ludzi do pokoju, pokazywał maskotki MyLittlePony i Króla Lwa, repliki różnych typów ostrzy, kilka noży, którymi się bawił, serię horrorów i książek
o słynnych mordercach, rysunki zwierzątek i jego ulubioną muzykę z bajek, jak np. intro Scooby-Doo. Albo właśnie ludzie pokroju takich babć, które mają w domu trzy rzeczy: krzyże, obrazki i portret papieża. Na każdej ścianie. Na parapecie.
Na kalendarzu, wycieraczce, w ramce, na kominku, na serwetce, na obrazkach włożonych za lustro. Źle mi się to kojarzy.
No więc dwa akapity w związku z tym. Plus jeden jak zwykle o mnie.
Wiara i wnętrze domu to sprawy osobiste, indywidualne i nie zamierzam spierać się z tym, że ktoś chce podkreślić, wyeksponować coś dla siebie ważnego w swoim otoczeniu. Uważam jedynie, że niektórzy przesadzają. Sam, gdybym był katolikiem i chciał w swoim domu to pokazać, to wystarczy mi krzyżyk nad drzwiami, noszenie medalika, jakieś rzeczy służące do kultu - w ramach przyjmowania księdza w domu albo świąt (takie jak jakiś wyjściowy obrus, koszyczek, opłatek, Biblia czy katechizm na półce itd.), schowane w osobnej szafce, jakiś JEDEN obraz lub figurka, taki wyjątkowy, który stałby sobie w ładnym miejscu. Moja babcia posiada kupioną baaardzo dawno temu dużą figurę Maryi, która zajęła miejsce obok dużego wazonu, w którym zawsze są wymieniane kwiaty. I sądzę, że mimo swoich gabarytów i zniszczenia wiekiem, jest piękna i nie wyobrażam sobie dla niej innego miejsca. To samo dotyczy dużego obrazu o treści religijnej. Jest jedynym akcentem całego pomieszczenia. Sądzę, że tak robią rozsądni ludzie. Mają ''coś dla siebie'', ''coś do użytku'' i ''coś do pokazania''. Moja druga babcia posiada kalendarz z papieżem/Licheniem/czymkolwiek-innym-ważne-że-od-proboszcza, zdjęcie papieża, jakieś stare wyglądające jak z gazety i oprawione w ramki ryciny, taką wycieraczkę na ścianę z Maryją, duży obraz z Jezusem pouczającym ludzi i ogromny obraz Maryi z małym Jezusem, do tego nie posiadając odpowiedniej szafki - wszelkie świeczniki, krzyże, małe plastikowe ołtarzyki, butelki na wodę święconą w kształcie plastikowej Maryi, stoją na widoku na półce. I ja tu już czuję się osaczony. Zbombardowany. Sezonowo dochodzą różne gałązki, obrazki, wieńce wywieszane w oknie domu. To co czuje ktoś, kto wchodzi w miejsce oblepione papieżami jak tapetą?
Wnętrza takich mieszkań przywodzą mi na myśl tylko jedną rzecz - wnętrza mieszkań morderców, z filmów i seriali. Oblepione wycinkami z gazet ściany, pozaznaczane cele i ofiary, wszelkiego rodzaju książki i albumy, laleczki, części zwierząt, amulety i inne akcesoria jak mistyczno-masakryczne obrazy. I wtedy wiadomo, że ktoś ma obsesję na jakimś punkcie i tworzy sobie miejsce kultu, jakby nie patrzeć - własnych bożków. Może, wychowani w takich domach, młodzi mordercy przejmowali ten właśnie sposób... ee.. ekspozycji i ekspresji siebie? Podobno spora ich liczba pochodziła z bardzo radykalnie, fanatycznie religijnych i surowych rodzin. I miała problemy natury seksualnej. Bo w końcu jak tu zwalić jeśli tyle oczu patrzy ze ścian. :x Ten motyw ''nadmiaru'' powiązany z postaciami lekko lub poważnie porąbanymi, jest powszechny w wielu filmach.
Dla tych ludzi te obrazki mają chyba jakąś... moc? Zawsze mnie irytowało.. mówienie na te wszystkie papierowe ''co łaska'' obrazki - święte. Zawsze sądziłem, że święte może być miejsce, jak np. jakiś kościół czy miejsce kultu związane z tym, że przelano tam krew, zdeptano ziemię, wypowiedziano słowo i odprawiano rytuały wśród członków społeczności. Że święty,
w takim pojmowaniu, jest katolicki Bóg w trzech osobach. Albo święta może być Biblia, jako zapis dogmatów. (Choć wg mnie takie są jedynie pierwsze NIEMASOWE egzemplarze, zapisane w ichniejszym starym języku, bo reszta.. No reszta przeraża mnie tym, że co pół roku robią od nowa kolejną wersję. Że jest to książka do kupienia. Jak każda inna. I na przestrzeni paru lat mogą w tych wersjach być znaczne różnice. Ja mając inny egzemplarz tej samej książki!!!, porównując zapisy o informacjach jakie są w kolejnych Ewangeliach - nie dostałem zaliczenia pracy na zajęciach z religii. Bo w moim Nowym Testamencie były inne informacje niż w wydaniu jakie posiadał katecheta. Zarówno moje, jak i jego, nie były tymi najnowszymi dostępnymi, ale dzieliło je 15 lat.) Za to wszelkie obrazki, wina, różańce, opłatki, ikony i inne badziewie tworzone by nakręcać biznes i udawać, nie powinny być nazywane, myląco, świętymi. Mogą być poświęcone. A dla mnie to zupełnie co innego. Nie stają się w ten sposób niczym więcej. Nawet przy założeniu, że wiara nadaje przedmiotom charakter.. Nie sądzę żeby posiadacz 500 obrazków ze świętymi odczuwał jakieś indywidualne więzi z każdym pojedynczym, zakupionym, okazem. Albo z 20 obrazami z blond, błękitnookim Jezusem. Albo z plastikową Maryją. Nie sądzę żeby dodawały jakichś ochronnych właściwości i nie uważam ich za przedłużenie wiary, bo to jak liczenie długości penisa razem z kręgosłupem.
Do tego, co się robi z Biblią, która nie jest najnowsza? Z krzyżykiem, z którego zeszła farba? Z różańcem, w którym rozpadły się ogniwa łączące koraliki? Wszyscy wierzący je zachowują? Przechowują? Oddają gdzieś? Bo ja sądzę, że wyrzucają pożółkłe kartki, emaliowany plastikowy krzyżyk i wytarte koraliki. Przecież nie palą starej wersji Testamentu. Czy ktoś może mi odpowiedzieć, co katolicy robią ze zniszczonymi Bibliami i innymi rzeczami?
Choć z mojej strony i ze strony mojej wiary, spalenie rzeczy i zakopanie popiołu w ustronnym, ładnym miejscu, jest bardzo honorowe i takie.. naturalne wobec całej, jakiejkolwiek mistyki. Jest to lepsze niż wyrzucenie czegoś do rzeki. Tak samo wykorzystanie głównych części jakiejś rzeczy, do stworzenia czy wzmocnienia innej - danie drugiego życia przedmiotom, jest równie dobrym sposobem na pożegnanie bez zatracania i znieważania ''duszy'' danej rzeczy. Zwłaszcza jeśli jest ona uważana za ''świętą''. Sam posiadam rzeczy dla mnie ważne i związane z okultyzmem, które trzymam schowane i zadbane.
Bo mimo, że mówię prawdę i się nie wstydzę tego co robię i w co wierzę, to szacunek i pewne.. hmm.. brak mi słowa..
chodzi o takie zasady, które sam sobie narzucam, o pewne prawa, które odczuwam, i które wydają się być naturalnie ponad tym co robię i nakazują mi znaleźć w moim życiu spokojną, odizolowaną przestrzeń tylko dla tych przedmiotów i tylko dla tego aspektu mnie. Coś w stylu oddzielenia swojego sacrum od reszty. Nie czuję potrzeby wykładania tego wszystkiego na parapet, w okno, żeby każdy mógł podziwiać, pomacać, polizać. Nie chciałbym żeby ktoś obcy dotykał moich rzeczy, oceniał je pod swoim wzrokiem. Nie chciałbym stawiać ich obok zdjęcia rodzinnego, ani na lodówce. Nie są to rzeczy, które można komuś przekazać. A jaki jest najlepszy sposób na oddanie magii i swojego życia z powrotem ziemi? Jak na początku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią.
Z przyjemnością wykorzystam Twoje wskazówki w dalszej pracy nad blogiem.