poniedziałek, 17 lutego 2020

bluźniercza_mrówka

Pustelniczka#: Widzieliście na netflixie ten film bluznierczy?
BlackAnt: który?
BlackAnt: bo teraz to już nie nadążam za tym co kogo obraża
Pustelniczka#: Pierwsze kuszenie Jezusa
Pustelniczka#: Jakiś kabaret brazylijski nakrecil
BlackAnt: e tam. katolicyzm obraża kobiety i gejów, wszyscy inni obrażają katolicyzm.. to już nudne a nie kontrowersyjne
Pustelniczka#: nie obraża
BlackAnt: byś się zdziwiła.
Pustelniczka#: najwyżej jakieś jednostki którym się wydaje że mają przyzwolenie na decydowania co wolno a czego nie
BlackAnt: cóż, cały kościół opiera się na mówieniu ludziom co wolno a czego nie.
Pustelniczka#: cały świat tak robi
BlackAnt: a potem mówią, że to nie oni tylko tak im powiedział ktoś inny, kogo nie można zobaczyć, dotknąć, poczuć, zrozumieć ani zapytać
BlackAnt: ale oni najbardziej.
BlackAnt: podoba mi się jak zmieniasz argumentacje. 1. robią tak - wcale nie! 2. robią tak - ale tylko troszkę.... 3. robią tak - ale inni robią tak samo albo gorzej!
Pustelniczka#: to jest twoja interpretacja a nie mój przekaż
BlackAnt: więc jak brzmi twój przekaz?
Pustelniczka#: nie będę z Tobą dyskutować

Dlaczego nikt nie chce ze mną rozmawiać akurat wtedy, gdy pragnie rozmowy, jestem jego jedynym rozmówcą, słucham uważnie i ma okazję wszystko mi wytłumaczyć?

BlackAnt: to po co wdałaś się ze mną w dyskusję?
Pustelniczka#: pytałam wszystkich, nie tylko Ciebie
Pustelniczka#: I to Ty mi odpowiedziałeś
BlackAnt: a potem wdałaś się ze mną w dyskusję

~Użytkownik Pustelniczka# opuścił już ten pokój.

Zacząłem szukać tego filmu do obejrzenia, żeby móc się wypowiedzieć.
Tytuł brzmi: ''Pierwsze kuszenie Chrystusa''. I to komedia.

Dobra. Oglądam i w międzyczasie notuję. Tak, będą od razu spoilery.

Pierwsze wrażenie: humor jak ze starych, nieudanych parodii. Bardzo bezpośredni, mało kreatywny. Sporo zamieszania. Mnóstwo gadania. Coś jak telenowela z problemami, które albo nie są problemami albo są zbyt poważne jak na telenowelę. Szczerze - ogląda się jak czat przed 22. Też chce się często odwrócić wzrok i zwyczajnie odpocząć.

Siódma minuta i zaczyna być śmiesznie. Jest drama. Pośmiałem się aż 3 minuty. To dużo jak na standardy współczesnej komedii.

Podoba mi się koncepcja. Przełożenie obecnych... cóż, rodzinnych 'standardów', problemów, na znane postacie. Mam wrażenie, że to właśnie to tak wkurzyło wszystkich. Konserwatywnych za szarganie tradycyjnych i religijnych wartości, liberalnych za przedstawienie problemów w relacjach, wynikających z wychowania i stylu życia, akurat na bazie tej historii. I chyba to z tego chce mi się najbardziej śmiać póki co.

Wydaje mi się, że rozumiem ideę. Że gdyby Jezus żył i wychowywał się w naszych czasach to miałby przejebane i zwątpiłby w siebie i w ludzi. Że do wieku 30 lat byłby przeciętnym człowiekiem z problemami, wynikającymi poniekąd z sytuacji rodzinnej, na którego czeka presja dorosłości, odpowiedzialności, do której nie dorósł, której nie chce i która wydaje mu się nadal absurdalna. Mimo, że spędził dużo czasu na ''poznawaniu siebie''. Póki co widzę, jak jego rodzina kłóci się o to, jak mają kierować jego życiem. I przestaje to być zabawne w szerszym kontekście.

Jak to oglądam, to mi się przypominają różne wersje Jezusa, te z błękitnymi oczami, jaśniejszymi włosami. I nadal próbuję dojść co wg ludzi jest nie tak z tym filmem. Generalnie większość nie żyje ani tak jak ludzie żyli w czasach Jezusa, ani nie żyje w 100% zgodnie z jego naukami co do rodziny i co do ludzi, ani nie zgłębia tych nauk na własny użytek, czy nawet nie bardzo kojarzy te nauki, bo przykro mi to mówić, ale przynajmniej w mojej okolicy ludzie wierzą eee... w to, co im powiedziano w klasach 1-3 szkoły podstawowej, co i tak luźno powtarzali im rodzice, którzy sami skończyli max podstawówkę i mieli religię osobno, jeszcze w kaplicy, za czasów bicia kijem po rękach. Co nie pokrywa się nawet z tym, czego mnie uczono w szkole. I żeby było zabawniej, w domu dostawałem opierdziel jak o coś pytałem, bo zwyczajnie wg rodziny ani ja nie miałem racji, ani katecheta, ani najnowsza wersja Pisma Świętego. To w sumie dość pojebane.

Tak może uprzedzę czytających, że jestem ateistą, że poza tym posiadam różne własne wierzenia, które mogą być uznane za absurdalne, że nie mam nic przeciw temu by je takimi nazywać - bo taka jest natura wiary i wierzeń.

Obejrzałem połowę i tak myślę. Wydaje mi się, że sporo kiedyś mówiono na temat ''jak postąpiłby Jezus, bierz z niego przykład, słuchaj jego nauk''. I że chyba mało kto się zastanawiał jak by wyglądało życie człowieka, czyniącego cuda, dowiadującego się
w jakiś sposób o swoim boskim pochodzeniu, jak by to przyjęła ta jego ludzka połowa - bo wiecie, ludzie na całe tysiąclecia strasznie się podjarali tym, że Jezus przyszedł do nich jako człowiek. Podkreślają mocno, że to jeden z nich, ale go w ten sposób nie traktują. I nie sądzą, że byłby zdolny do ludzkich reakcji innych niż te wyidealizowane, które ludzkość pragnie w sobie widzieć, które przedstawia w filmach. Heroizm, miłość, poświęcenie, dbanie o innych, zwłaszcza o słabszych, wybaczanie. Piękne rzeczy, ale oglądam właśnie film o przeciętnym, współczesnym młodym dorosłym, który ma przybranego, sfrustrowanego, ale całkiem kochającego ojca z masą kompleksów i prawdziwego super-ojca, który nie liczy się z nikim oraz matkę, która ciągle udaje, że wszystko jest ok i można przejść dalej.

Dodali sporo tych współczesnych wstawek, daje to po oczach mocno i nie jest to mój typ humoru, ale jest spójne. Chyba humorem jest tu tylko absurd wynikający z uzupełnienia pomijanego lub idealizowanego fragmentu życia Jezusa, czymś co nazwałbym współczesnym hmm... wyobrażeniem normy. Normy stworzonej na bazie medialnego szumu, lęków, zmian kulturowych i nowinek wychowawczych. Która niekoniecznie jest prawdziwą normą. Bardziej jej nieco zniekształconą, podrasowaną wersją, która się sprzedaje. I chyba o to chodziło w stworzeniu tej komedii? By wziąć kontrowersyjny temat, napchać go społecznymi wątkami i sprzedać? Biorę też pod uwagę, że to produkcja brazylijska, gdzie chyba taka forma dramy się prędzej sprzeda.

Mamy tu ateizm, homoseksualizm, prostytucję, kontrolujących rodziców, narwanych nastolatków, upierdliwą rodzinę, tajemnice, manipulacje, wulgarność, zdrady, walkę o utrzymanie reputacji, różne oblicza męskości jak i kobiecości, niedojrzałość, wejście
w dorosłość, narkotyki, horoskopy. To samo widziałem w tym czymś typu ''Dlaczego ja?''. Tylko gorzej zagrane, rozłożone na cały sezon i unikające religii. Tu się na niej skupili. I naprawdę bawi mnie rozmowa różnych bóstw o tym, że: 'Ludzie są naiwni. Uwierzą we wszystko. Spójrz na nas. Tamten ma 4 ręce i nosi niebieski make-up.'.

Tak, bawi mnie strasznie to, że każda z religii uważa się za tę jedyną i prawdziwą, nakazuje odciąć się od wszystkich innych, przestrzega, że inne są złe, że próbowanie nowych rzeczy jest złe, a często i sama radość z życia bywa zła, jak i źli mają być inni ludzie, którzy nie myślą jak my. Że sporo osób nie dostrzega, że zarówno wiara jak i religia nie mają dla nich rzeczywistej wartości. Że nie jest to wiara dodająca sił, wartościowa, ważna, zintegrowana z innymi wartościami i codziennym życiem.
Że jedyne co robi to zapobiega wykluczeniu ze społeczności, która nauczyła się dzielić ludzi na ''nas'' i ''was''. Co samo w sobie jest debilizmem. A mimo to ludzie tej wiary bronią i uważają ją za fundament. Tylko, że ja nie wiem: fundament czego?
Chyba tylko szeroko pojętej kultury. Bo to już nie są czasy wojny, a i pokolenia kolejne mają swoje własne przemyślenia i raczej wydawało mi się, że odchodzą od wiary jakiejkolwiek.

Weźcie pod uwagę fakt, że ja... mam problem ze zrozumiem tych niepisanych społecznych kontraktów, które nakazują wręcz na chama udawać, nawet wbrew wszelkiej logice i nawet, gdy wszyscy wiedzą, że jakaś sprawa to pic.


Lucyfer jest fajny. I ma sens w tej bajce. Prawdziwy zakłamany złodupiec, mówiący o unikaniu odpowiedzialności, hedonizmie itd. Powiedzmy, że na czasie i przewidywalny, ale nadal zabawny. Albo to ja lubię takie komiksowe postacie. Nie jestem pewien, ale chyba można co do niego mieć takie same zastrzeżenia jak do postaci Boga, tylko inna grupa ludzi będzie je mieć.
Tak, Szatan jest najbardziej diabelsko gejowym gejem jakiego widziałem ever.

Końcówka mi się podoba! Nie uwierzycie, ale ten dobry wygrał. :P Mówiąc coelhizmy, że Bóg jest wszędzie i jest w każdym.
Że na zło zawsze znajduje się dobro. Na koniec Jezus mówi, że jest przeciw brutalnym i przestarzałym metodom swojego Ojca,
i będzie robił po swojemu. Ale... No właśnie ale.

Koniec.

OK, TERAZ BĘDĘ GADAĆ. DRUGIE TYLE.


Co w tym ''bluźnierczego''?

bluźnierstwo
- słowa uwłaczające temu, co jest ogólnie poważane lub co jest przez religię uznane za święte

Przychodzą mi na myśl cztery rzeczy. A właściwie dwie. A w sumie to jedna.


Dali filmowemu Jezusowi homoseksualne skłonności, bo no, dużo się teraz mówi o gejach i ogólnie o akceptacji ze strony rodziców. Domyślam się, że to wkurzyło.
No i tu muszę rzucić te dwa kontrowersyjne zdania jednak do tych katolików, którzy no... Mają coś do ''<wstaw dowolną grupkę z poniższego monologu>''.

Moim zdaniem: Nie da się miłować i szanować ludzi dodając do tego ''z wyjątkiem gejów, samotnych matek, ludzi w nieformalnych związkach, Żydów, innowierców, bezpłodnych, ateistów, uprawiających jogę, czytających Harry'ego Pottera, posiadających czarnego kota, głosujących na X itd. itd.''.
Wasz Jezus mógł być żonaty, mógł być gejem, transem, kobietą, kosmitą, tworem cudzej fantazji, żebrakiem na ulicy albo nawet kolesiem całkiem innego wyznania niż wasze obecne. Pogódźcie się z tym, że nie wiecie i możecie sobie przypuszczać. Ja mam to w dupie, bo dla mnie nie jest ważne, żeby osoba, której słucham, którą szanuję za to, co ma do powiedzenia, była heteroseksualnym, białym, blond, błękitnookim, średniego wzrostu mężczyzną, katolickiego wyznania. Dla mnie jest ważne, żeby robiła co mówi i nie pierdoliła głupot.
I owszem, wolę zadawać się z pedałami, którzy pogadają ze mną jak z człowiekiem, niż z katolikami, którzy mi wyliczają za ile rzeczy pójdę do piekła i ile będą mieć z tego radości. Więc dla mnie, ani w życiu ani w tym filmie, NIE MA ZNACZENIA życie prywatne jakiegoś kolesia sprzed dwóch tysięcy lat. Za to ma znaczenie zachowanie ludzi dookoła mnie, którzy mówią najwięcej o spełnianiu planu i woli Boga, który podobno kocha WSZYSTKICH ludzi jako swoje dzieci, a zachowują się wobec innych jak totalne, bezmyślne i bezkrwiste kutasy.

Sytuacji nie poprawia fakt, że w każdej grupie ludzi trafiają się oszołomy. I nie potrafię wymienić grupy, której bym już nie jebał za idiotyzm i hipokryzję.


Wracając do tematu: Patrząc z innej strony, ludzie byli też wkurzeni, gdy sugerowano, że Jezus mógł mieć żonę i dzieci.
Jak pisałem wyżej - odmawia mu się w pewien sposób tego najbardziej podstawowego człowieczeństwa, życia prywatnego, popełniania błędów chyba też. Zrównywanie bóstwa z człowiekiem może wydawać się brutalne. Zwłaszcza w religii, która
w dużej mierze skupia się na niedoskonałości, niższości człowieka. Na tym, że człowiek się obraca w proch, musi prosić
o wybaczenie, jest grzeszny, musi się umartwiać i rezygnować z wielu rzeczy żeby być w ogóle godnym. I zaskakuje mnie mocno połączenie tej bezwarunkowej boskiej miłości z byciem wartościowym człowiekiem jedynie po okazaniu pokory, poddania, przyznania się do nieuleczalnej ułomności. I to po okazaniu tego nie Bogu, a ludziom. I to nawet nie ludziom, którym mamy pomagać i być z nimi na równi, a ludziom, którzy nazywają się wysłannikami Boga i mają nad nami władzę. Więc w sumie podoba mi się obraz Jezusa z tego filmu. Bo jest człowiekiem, ma swoje życie, problemy, pragnienia, chce nad nimi pracować lub z nimi żyć, podejmuje się zadania, które przed nim stoi i jest przy tym raczej optymistą. I mnie to bardziej rusza niż ''umarł za ciebie, więc nie jedz mięsa w piątek''.

Teraz sporo się mówi o możliwości identyfikowania się z bohaterem książki. Że to wzmacnia przekaz i pozwala ludziom lepiej zrozumieć też siebie samych. W tym przypadku muszę przyznać, że wiem jak to jest chcieć czegoś, czego nie pochwala rodzina. Słuchać o tym, że to głupie. Ukrywać coś ważnego i uważać, że nigdy nie będę mógł pewnych rzeczy powiedzieć nie tylko im, ale w ogóle choćby przy nich. Mogę identyfikować się z uczuciem, że wszyscy dookoła planują moje życie bez konsultacji ze mną, że rozmawiają przy mnie, o mnie, kiedy ja tylko patrzę. Że kłócą się między sobą zamiast wyjaśnić mi co się dzieje. Ta jedna scena była dla mnie przykra. I chociaż wszystko było takie hm.. karykaturalne i przesadzone, zostało w pamięci
i ruszyło mnie. Jak wyżej pisałem, nawet na tyle by zastanowić się jak w rzeczywistości mógłby zareagować człowiek w takiej sytuacji jak on. Jak podchodziłby potem do swojej rodziny. Czy miałby własną.

Podobny ''problem'' jest z postacią Boga.
Zrobili z niego sadystę, który lubi się popisywać, co w sumie niby jest złe, ale jednak nie odbiega za bardzo od odczuć jakie można mieć, gdy się czyta o plagach, powodziach i innych takich. Dali mu też ''męski-męski'' nieprzyjemny charakterek. Ale no... to jest w zgodzie ze wszystkim innym; z życiem rodzinnym, ze stereotypowym postrzeganiem mężczyzny w innych czasach jak i obecnych, nawet z tym odczuciem, które się ma na temat 'zazdrosnego'
i groźnego Boga, który jednak żąda i karze. Więc tak jakby wracamy do: niby jest ok, ale może razić.


Zdecydowanie to, o czym pisałem wyżej, ruszyłoby mnie mocniej gdyby nie forma tego filmu, bo naprawdę... Jest przeładowany do bólu. Non stop lecą odniesienia i teksty i żarty i stereotypy. Każde jedno słowo, reakcja, gest. Wszystko. Domyślam się, że to taki typ humoru, że telenowela. Ale mnie to męczy w cholerę. Jest tak oczywiste i wszechobecne i zlewa się przy szybkim prowadzeniu akcji, że ughhh. A patrząc na samą treść...


Żarty typu ''Bóg nie istnieje i każdy to wie, a teraz żart o penisie'' są same w sobie idiotyczne i obraźliwe, ale w kontekście filmu wypowiada je ten zły. Więc to tak jakby czepiać się, że morderca w filmie jest niemiły - tylko, że ten film to kryminał i tak trochę nie mógł się obejść bez morderstwa... Ale jednocześnie mieć trochę racji, że pokazano zbyt dużo krwi jak na standardy kina.

W zakończeniu postawili na przemoc i walkę superbohaterów. Które się teraz nieźle sprzedają i są sporą częścią obecnej popkultury. Takie załatwienie sprawy nie jest zgodne z ideologią chrześcijańską, częściowo... Bo jak wiemy - na końcu ten zły ma dostać jednak po dupie także fizycznie. No i jedynym, który faktycznie obrywa jest ten zły, który jest... no wiecie... złem samym w sobie? Więc rozwalenie go nie narusza takich granic jakie by naruszyło np. wymordowanie pierworodnych w ramach kary.

Za to ruszyło mnie strojenie sobie żartów z Józefa, choć widać było, że chcą go dobić i na jego przykładzie pokazać sadyzm Boga i że chcą żeby jednak wywoływał pewne emocje. Po prostu kiedy pominie się elementy komiczne to żal faceta. Który miota się, reaguje, nie ma szansy się postawić i ostatecznie zostaje i tak upodlony, nawet kiedy wyciągnął dłoń na zgodę. To nadal to samo - niby wszystko gra, ale można się obrazić.


No i jedyne co zostaje to debatować, czy twórcy zrobili tak specjalnie w granicach gatunku, by wzbudzić kontrowersję
czy by dać do myślenia, bo żeby się sprzedać to chyba każdy się zgodzi, że tak.


Mnie akurat zakończenie rozbawiło i pozytywnie zaskoczyło. I mimo wszystko jest pozytywne i mówi o wartościach, które pozwalają się oderwać choćby chwilowo od toksycznych związków i poczucia bycia kontrolowanym. Nie dostrzegam tu sarkazmu, a raczej naiwność. Wiarę, że przeżyje się swoje życie po swojemu, podczas gdy tak właściwie nic się nie zmieniło w życiu i nieświadomie negocjuje się z ludźmi, którzy nami manipulują, długość własnej smyczy.

A to moim zdaniem ciekawe przesłanie. Bardziej subtelne.

Więc podsumowując, ja nie uznałbym tego filmu za bluźnierstwo. Inaczej tym słowem można nazwać praktycznie każdy sceptycyzm, krytykę, opinię, karykaturę, inne zrozumienie całej historii, inną wiarę nawet, jako inną interpretację.
A nawet wyznawanie wiary Chrześcijańskiej przez osoby homoseksualne czy też jawne akceptowanie, przez niektórych wierzących, takich osób we wspólnocie. A sami widzicie, że to stwarza kolejne, gorsze problemy.


Poza tym film też podlega interpretacji odbiorców. A powiedzieć, że ''wszystko jest obraźliwe, bo wszystko jest obraźliwe'' to trochę mało wg mnie. Z tego co zrozumiałem, nie chodzi o fakt, że film powtarza wszystko to, co pół świata i tak zarzuca
w związku z ''religia to manipulacja, a ludzie w jej imię robią często chujowe rzeczy''. Bo w tym to nawet moim zdaniem jest racja i mogę to potwierdzić patrząc na zwykłą ludzką 'nienawiść na bazie miłości'. Tylko o to, że film uraża każdego, kto uważa, że geje są źli. I to trochę, intrygujące, nie powiem, spodziewać się małej wojenki pt. ''to bluźnierstwo!'' vs. ''to homofobia!''. Jednocześnie samemu uważając, że ''to cenzura'', i mając wyjebane na resztę, bo właściwie... co to za różnica niby?

Obie strony dają sobie po mordach już od tak dawna, że proponuję albo się pogodzić, albo nie wpierdalać w cudze życie.
A najlepiej i jedno i drugie.


Sądzę, że pomysł był dopracowany tak, aby przegiąć, ale mimo wszystko nie za mocno. Że film jest spójny tematycznie i środek wyrazu odpowiada treści. Wykonanie mi się nieco nie podobało. Ciężko mi powiedzieć jaka była grupa docelowa oraz jaki jest przekaz, bo macie tu moje przemyślenia na gorąco, w trakcie i tuż po. I nie wiem czy zamierzeniem autorów było wywołać tego typu emocje i przemyślenia. Nie wiem czy film spełnił swoje zadanie. Wiem, że ogółem wywołał
niechęć. Choć sądzę, że wielu ludzi ma niepotrzebny ból dupy. Który na dodatek wyraża w bardzo chamski, niemerytoryczny sposób, poprzez groźby
i wyzywanie ludzi. Co jest no... tak jakby i grzechem i bluźnierstwem. Naprawdę nie lubię ludzi, którzy mówią innym, że ci na pewno skończą w Piekle, bo ich współczujący Bóg, dający szansę każdemu, jednak okazuje się bardziej ludzko mściwy - dokładnie jak ten z filmu.

Sądzę, że to kolejna własna adaptacja historii, którą wszyscy niby znają, ale jednak nic o niej nie wiedzą i nie myślą o niej. Uważam, że gdyby zamiast komedii nazwać to dramatem, być nieco subtelniejszym i nie odnosić tego do Chrześcijaństwa - to byłby z tego bardzo TYPOWY i oklaskiwany film o relacjach w rodzinie, która nie wie jak ze sobą rozmawiać, w której każdy
z członków tej rodziny reprezentuje jakąś inną postawę. O poszukiwaniu siebie, będąc niby-akceptowanym. Z zakończeniem mówiącym, że rodzina i tak traktuje nawet dorosłych ludzi z góry, próbując nimi manipulować poczuciem winy i zobowiązania.


Tak samo uważam, że film nie powiedział o religii, wierze czy Chrześcijaństwie niczego nowego. Mówił trochę o naiwności, wyzysku, hipokryzji, manipulacji - typowych rzeczach, o których chyba naprawdę KAŻDY już milion razy słyszał i czytał, nawet kłócił się o nie z ludźmi na czacie. Ale mówił też o tej dobrej stronie, że można odrzucić złe schematy i robić inaczej, lepiej, i że to w sumie nie nasza sprawa i nie nasza odpowiedzialność, że ktoś nam knuje za plecami. Że wszyscy zostaliśmy 'wrzuceni
w życie' i nie wiemy jak je ogarnąć.
Że trzeba żyć i być dobrym mimo tego wszystkiego. A przede wszystkim: być dobrym
bez wyraźnego powodu.
Bez przymuszającej religii czy zobowiązań przed innymi. Po prostu chcieć być dobrym człowiekiem, sobą i nie przejmować się resztą. Przynajmniej ja tak zrozumiałem.

Rozumiem, że komuś może się nie podobać inne przedstawienie czegoś, co jest dla niego ważne.
Jakby z ''Obcego'' zrobili musical... A nie, trochę zrobili i było zajebiste... Yyy... No to nie mam przykładu. Bo jestem zdania,
że można wziąć wszystko i zrobić z tego wszystko. Inna sprawa, że niektóre rzeczy są zakazane prawem, a za inne ktoś zobowiązuje się wybić ci zęby, więc nie polecam ich robić dla własnego... em... komfortu. Z drugiej strony wiem, że obrazić można się o wszystko, a nawet bez powodu.

Wolałbym żeby ludzie mieli jednocześnie więcej szacunku jak i więcej dystansu.

Żeby w rozmowach na kontrowersyjne tematy odróżniali wyśmiewanie czy propagowanie od poruszania tematu.
Żeby udostępnienie filmu w serwisie nie stało się wręcz zbrodnią. I żeby jednak tego typu cenzura no... Trochę się za siebie wzięła.
Bo ciężko jest obejrzeć i skomentować film, którego nie można obejrzeć. Ciężko wyrabiać sobie zdanie tylko na bazie pogłosek
i tylko na bazie opinii strzępić ryja na czacie o to, czyje uczucia są ważniejsze niż mój dostęp do tego, co chciałbym obejrzeć.

A takiego czegoś:



To ja już czytać spokojnie nie mogę.
Czep się, człowieku, tych, którzy to nagrali i w merytoryczny sposób uzasadnij im swój ból dupy, żeby mogli ci odpisać,
że mają prawo do własnej interpretacji. A nie się wyżywasz na człowieku, który podlinkował film do obejrzenia, bo
po prostu może to zrobić.

To ten, dam 6/10.
I jeśli ktoś chce napisać swoją opinię o filmie, w komentarzu, to proszę bardzo. Mogę nawet podyskutować.

Póki jeszcze wolno mi mieć własne zdanie.


Powiązany wpis: obrazoburcza_mrówka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią.
Z przyjemnością wykorzystam Twoje wskazówki w dalszej pracy nad blogiem.