Wstajesz zaspany, ogarniasz się, zaiwaniasz na autobus.. Zapominasz słuchawek i jesteś skazany na te wszystkie odgłosy ludzkiej, porannej egzystencji. Marzysz o niewychodzeniu z domu. Sąsiad śpiewający sobie przy goleniu to początek.
Teraz próbujesz przejść przez ulicę, w tym mieście nie da się tak po prostu przejść przez ulicę! Trzy auta z lewej.. Jedno jedzie prosto, drugie skręca w lewo.. Trzeci nie włączył kierunku. Czekasz. Kierujący pojazdem nr 3 zjeżdża z prawego na lewy pas,
z piskiem bierze zakręt lądując na pasie dla niego pod prąd, po czym zjeżdża na właściwą stronę, już raczej slalomem..
To wina samochodu jadącego z naprzeciwka na czołowe. Nie, kierunkowskaz nie miga nadal. Ale idziesz dalej.
Ludzie na przystanku patrzący na siebie wzajemnie z pogardą - pilnujący, aby nie stanąć zbyt blisko obcego człowieka, okeeej.. Jedziesz. Potrącają cię torbami, ładują się z wózkiem. Próbujesz patrzeć w okno i się dobudzić. Widzisz dwa psy gryzące się po tyłkach, jeden sra na chodnik, po czym oba zadowolone biegną luzem za swoją panią - znajdującą się już jakieś 7-10 m od nich, zwróconą plecami do tej pięknej sceny. Nie, to nie jest dzień do patrzenia za okno. Ktoś przywala ci torbą w nogę i wierci się za twoimi plecami. Rozglądasz się. Dziadek o kulach.. Młoda lasencja z teczką, chyba z ASP. Laska z krwiście pomalowanymi ustami. Parka na siedzeniach, rozdzielona tylko twoją ręką, trzymającą rurkę.. Dziewczyna ustępuje jakiejś staruszce. Staje. Jej chłopak w kapturze na łbie - nadal siedzi. Szepczą do siebie. Ona siada mu na kolanie, obejmują się i zaczynają konkurs ''kto głębiej wsadzi drugiej połówce język do gardła''. Nie widać. Kaptur zakrywa. I tak jakieś 7 minut... Patrząc na zegarek..
Zwalnia się miejsce. Nie, za daleko. Już dotarły tam dwie ''panie Halinki'' - ale nie nie, ty usiądź, ale nie trzeba, ale lepiej ty, nie nie nie wcale no weź przestań ty siadaj.. Nagle laska z teczką stała się mega absorbująca. Coś tam na niej nakleiła.. Wygląda to jak krzyżyk, naklejany w kreskówkach jak obijesz sobie głowę. Plaster? Taśma? Nie widać dobrze, wysiadasz. Metr dalej jakaś babka zachodzi ci drogę, zwalając cię prawie na ulicę, pod jadące auta.. I stoi tam jak słup.
Załatwiasz swoje sprawy.. Opornie, ale jednak. Co to kur... AAAA.. Grzebień. Grzebień leżący na dachu przystanku... Po co ktoś..?? Nie. Dość. Jedziesz do domu, niosąc zakupy. Wszyscy emeryci patrzą na ciebie jak na tarczę strzelniczą - siedzisz. Patrzysz na szparę między oknem, a motorniczym. Szparę widocznie ''uszczelnioną'' za pomocą podartej, wypadającej gazety. Słodko. Wysiadasz, idąc przez przejście zastanawiasz się czy kierowca taxi ma zamiar zwolnić czy jednak dziś zginiesz. Zadziwiające - zwolnił. Co tam ciekawego pod blokiem... Ah, ulotkarz dobijający się domofonem. Próbujący wpisywać numery mieszkań, które nie występują w twojej klatce. Patrzysz jak klnie na swoją pracę, otwierasz mu drzwi, aby i twoi sąsiedzi mogli cieszyć się spamem w skrzynkach pocztowych. Który to był klucz..
Rzucasz wszystko na szafkę. Już jest dobrze. Można odpocząć. Ściągasz buty, słuchając jak dzwoni ci telefon.
- Czy mogę rozmawiać z panią Janiną? Nie? Oh to przepraszam.
Dziś kultura brzmi tak obco, że doceniasz te słowa. Drzemka to świetny pomysł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję, że dzielisz się ze mną swoją opinią.
Z przyjemnością wykorzystam Twoje wskazówki w dalszej pracy nad blogiem.