Jak mnie wkurwia takie pieprzenie.
''OMG KTOŚ POWIEDZIAŁ 'DZIEŃ DOBRY' PO WEJŚCIU DO SKLEPU! WIARA W LUDZKOŚĆ PRZYWRÓCONA! ZRÓBMY O TYM BLOGA, REPORTAŻ, MEMA, PROGRAM W TV!''. Ah, i ''fanpage ludzi mówiących ''dzień dobry'' na fejsie. Nie zapomnijmy o nagrodzie ufundowanej przez internautów z dobrowolnych datków. Proste robienie sensacji z rzeczy oczywistych. Ujęte oczywiście w idiotyczne słowa. Bo jakaż to wiara? Widocznie bardzo słaba, jeśli wierzymy sobie w dobro, uczciwość, bezinteresowność ludzkiego gatunku (który opanował planetę, wyniszczył ją, zaczął ją chronić, nadal ją wyniszcza, odwala 'dzień sprzątania syfu' i '364 dni zaśmiecania', a wszystko to przy pomocy ponad siedmiu miliardów pojedynczych Januszów i Grażyn, z których wielu ma swoje życia i nie zastanawia się nad czymś więcej niż ''jak przeżyć dłużej i nażreć się więcej''), a potem cała ta wiara wyparowuje jak życie z psa w nagrzanym aucie, tylko szybciej, na widok czy wieść o tym, że CZŁOWIEK (oficjalny członek ludzkości) zrobił coś złego. No, ale konstrukt tej wiary ma tak silne podwaliny, że wystarczy potem pokazać uśmiechniętego szczeniaczka i wszystko wraca do optymistycznej normy.
Ja pierdole jaka radość.
Co z tego, że na 10 osób doświadczających jakiejś sytuacji.. No nie wiem.. pożar, pies w aucie, bezdomny, przemoc, cokolwiek, co wymagałoby interwencji natychmiastowej. 1 jest w nią jakoś zamieszana - np. ktoś podpalił, uchlał się, pobił kogoś, skopał psa. 3 przyszło popatrzeć. 5 przeszło obojętnie. A 1 osoba pomyślała i pomogła.
Ktoś ciągnął psa za autem na sznurku - wiara w ludzkość stracona.
80% zła i 20% mam to w dupie.
Ktoś uratował psa ciągniętego na sznurku - wiara w ludzkość odzyskana.
40% zła i 40% dobra i 20% mam to w dupie.
Licząc ignorancję tej cudownej ''ludzkości'', nie mamy nawet ogólnego wyniku ''dobro vs. zło 1:1'' . A co dopiero mówić tu
o jakimś zwycięstwie przywracającym wiarę. Jedyne co można powiedzieć to to, że pokazywanie powszechności pozytywnych działań daje nam poczucie, że w razie czego ktoś nam pomoże. Inna sprawa, że dużo częściej nagłaśnia się wszystko z flakami na wierzchu, bo sensacja. Więc bardziej właściwe byłoby się bać, że ktoś cię otruje, zgwałci i zamorduje, a potem jeszcze raz zgwałci i przejedzie autem. Oh, a czy ktoś wpadł na pomysł nagrodzenia tych wszystkich ludzi, którzy mogliby być podli,
a nie są? To, że ktoś, z własnej woli, nie zachowuje się jak debil i psychopata, nie ''przywraca wiary'' w rozsądek?
***
To może sobie jeszcze pogwiżdżę na dyskusję czatową, której nie mogę niestety zamieścić, gdyż odbywała się głównie na głośnomówiącym. O alkoholikach i samobójcach było. Bardzo różnorodnie i wesoło! O pomaganiu głównie i leczeniu,
czyli o tak zwanym szeroko pojętym REAGOWANIU. No tu niżej akurat głównie o alkoholików szło.
- Była osoba, która obstawała za przymusowym leczeniem i reagowaniem, odsyłaniem takich ludzi na policję, wytrzeźwiałkę, do szpitala i na terapię.
- Była też osoba, która przypomniała o czymś takim jak wolna wola i wyrażenie zgody na cokolwiek... W sensie, że jeśli nie chce iść na terapię to alkoholik jest skończony, że widocznie chce umrzeć i gnić itd. a nam w sumie nic do tego. Bo to jego życie. On zdecydował jak ma żyć więc to jego problem.
- Była i taka, dla której marnotrawstwem jest reagowanie, bo taki alkoholik zasyfi tylko karetkę, zajmie łóżko, nikt mu nijak nie pomoże. Więc najlepiej olewać, nic nie dawać, nic nie robić. Niech sobie leży.
- Była i taka, która dawała drobne pijaczkom jak prosili na wino, a nie na jedzenie, żeby się nawalili, bo to im dla zdrowia pomoże, żeby nie mieli symptomów odstawienia. Bo trzeba być dobrym i pomagać.
- Była też taka, która się wkurwiła, bo to przecież ''nie pomaga się narkomanowi dając mu kolejną działkę''. Że przecież nie jest źle na dołku, jak cię odstawią na izbę, a nawet jak jest to uchlewając się zasługujesz na to. No i zwróciła uwagę, że różne są sytuacje i nie każdy chciał się wpakować w alkoholizm.
- No i oczywiście dwójka ludzi: ''ja jeszcze słówko w temacie'' i ''skończ już z tym tematem i zacznijmy inny'', którzy na zmianę powtarzali te same wypowiedzi, nie rozwijając ani innych tematów ani poprzedniej dyskusji.
Byłem też sobie ja... Umiarkowanie pesymistyczny. Że trzeba jednak starać się pomagać i z tym walczyć, jednak w naszym systemie obecnym to bardzo trudne, kiedy ludzie mają wyjebane lub dają przyzwolenie na żebranie, a potem żalą się w necie, że Pan Żul odmawia zapracowania na 10 zł, bo woli darmowe 20 groszy. Że okej, wolna wola czy okoliczności życia, nie mój interes jak się toczyło ich życie, ale jakoś nie chciałbym żeby panowie obsikiwali mi płot, spali na mojej ławce obok furtki, kradli mi z podwórka wszystko od jajek po kwiatki z ogródka.. Ani żeby taki się wpierdzielił pod auto w mieście, albo żeby rzygał na placu zabaw.. Ani żeby trzeba było po takim karetki odsyfiać przez kolejne kilka godzin. I co ja mam zrobić? Spacerować po ulicach i ich dokarmiać i spędzać z nimi czas? Łożyć na nich kasę, którą przechleją? Zaprosić do domu na obiad może?! No boję się ludzi, od których mogę się czymś zarazić, którzy mogą mi coś ukraść czy robią się agresywni. Mogę iść z kolesiem do cukierni po bochenek chleba, mogę oddać kanapkę, mogę zapytać czy wszystko okej. Ale jakoś ciężko mi przyjąć odpowiedzialność tak przed samym sobą za to, co taki koleś zrobi sobie czy komuś po tej flaszce.
No, podobnie było z tymi samobójstwami. Albo, że chorzy i trzeba izolować i leczyć. Albo, że żałośni i trzeba się pośmiać.
I jak zwykle bawią mnie u niektórych podwójne standardy.. Mówiące, że można zmarnować sobie życie żebrząc o drobne pod marketem i zapijając się w rowie, bo wolna wola i wybór życia jakie ci odpowiada, a nie można popełnić samobójstwa, bo to już jest tragedia i koszmar i w ogóle jak tak można. To mnie chyba rozwaliło najbardziej. Bo jakoś wolałbym szybką śmierć tylko dla siebie niż kilka lat dość upokarzającego i zasyfionego życia, z możliwością rozpieprzenia życia innym.
''Życie to świętość.'' - niezależnie od tego czy jesteś bity czy niechciany, brudny, bezdomny, chory, kaleki, czy cierpisz z bólu, czy jesteś stary i samotny. Na zasadzie, że lepiej wpierdalać gówno niż głodować, nawet jeśli życie jest nieludzkie, nierozwijające i bolesne, gdzie cierpisz sobie psychicznie sam we własnej głowie - ciesz się, że możesz w tym wszystkim uczestniczyć! Toż to taka frajda codziennie nie widzieć powodu do dalszego oddychania. Ciesz się, bo nawet gdybyś chciał, społeczeństwo nie da ci zdecydować co masz zrobić z WŁASNYM życiem i bardziej niż ciebie będą szanować Pana Żula spod Biedronki. Bo ty się poddałeś, a Pan Żul - wybrał/był zmuszony wybrać taką właśnie drogę życia prowadzącą do zamarznięcia we własnym moczu lub podpalenia się przypadkowo od papieroska po libacji. I to jest ta godna śmierć. Kiedy nie jesteś jej świadom, nie jesteś na nią przygotowany, ale generalnie ci to zwisa, bo urwał ci się film i najebało w mózgu od chlania, a po wszystkim inni ludzie brzydzą się cię zapakować w worek. To jest godna śmierć, gdy umierasz w pampersie, najlepiej
w obcym ci miejscu jak szpital, słuchając swoich dzieci, kłócących się o to, co zajebią z twojego mieszkania zanim przyjdzie do testamentu. Albo potrąci się jakiś najebany skurwysyn w super autku. Albo urodzi cię twoja matka alkoholiczka, w lepszym lub gorszym stanie.
Czy to przywraca komuś jakąś wiarę?
''Ludzie ludziom zgotowali ten los.'' Wszystko co cię otacza i w czym uczestniczysz jest wytworem społeczności, ludzkości, cywilizacji. Ludzie stworzyli sobie taki syf i padli jego ofiarą. Nie ma ludzi wolnych, nie ma ludzi akceptujących. Istnieje 'większe lub mniejsze przyzwolenie', 'tolerowanie'. I tak ostatecznie wszystko zależy od tego, co sobie ludzie pomyślą
sami dla siebie i jakie z tego wyciągną wnioski.
czwartek, 25 czerwca 2015
czwartek, 18 czerwca 2015
''Człowieki są takie fajne!''
Oglądałem sobie do snu filmik o Serengeti. Wiecie, Kenia, park narodowy, Masajowie, lwy. Takie tam. I narrator mnie czymś zaciekawił... Pamiętacie ten tekst, że ''świat jest zadłużony na 40 bilionów dolarów'', i że ''chyba, kurwa, u Jowisza''? Na pewno. Bardzo optymistyczny i na miarę polskiej i ludzkiej rzeczywistości.
Otóż narrator, w tym moim dokumencie o Afryce, wspomniał, że park jest unikalnym dziedzictwem czegoś-tam, kolebką życia i w ogóle super-hiper-wow oraz, że utrzymuje się z turystyki. No i tak sobie myślę... No fajnie, ogół społeczeństwa nie składa się na dotacje państwowe, na utrzymanie i ochronę X hektarów trawy, na której stołują się lwy (choć zapewne i tak się składa, bo składa się zawsze i na wszystko). No fajnie, że można pojechać, dowiedzieć się, że tak wygląda:
I że nikt nie śmieje się tak pięknie jak Gloria. Oczywiście w super-upale, z przewodnikiem, którym gardzimy ze względu na kolor skóry, klapkami kubota, skarpetkami i torbą z biedronki. No, ale tak z drugiej strony.. Przypomina mi się Star Trek i tekst, że tam ludzkość już dawno przestała korzystać z pieniędzy, że ludzie rozwijają się i robią coś, bo chcą. Dzisiejsza ludzkość korzysta z kasy i robi coś jeśli musi i rozwija się w mniej ambitnym kierunku (oglądanie sawanny na street view to byłoby coś w sam raz, gdyby niektórzy ogarniali co to w ogóle jest ta cała 'sawanna'). To oczywiście nakazuje ludzkości robić z ''kolebki'' biznes, bo ludzkość nie może sobie pozwolić na dbanie o wszystkie ważne, ładne miejsca bez ogromnych nakładów kasy.
I tak jedni ludzie chronią zwierzątka, bo drudzy ludzie im za to płacą, przed trzecimi ludźmi, którzy chcą zabić zwierzątka, bo czwarci ludzie im za to płacą, podczas gdy piąci ludzie oglądają to, dając kasę na ochronę zwierzątek. Kasa ta idzie do kolejnych ludzi, którzy dostarczają zasoby tym pierwszym ludziom, pod nadzorem innych ludzi, kierownictwem jeszcze innych i zarządem jeszcze jednych. Aż do pana Stasia, stróża nocnego przy elektrycznym pastuchu. Pod patronatem radia Z-jak-Zebra i udziale kościoła rydzykowskiego. Bo tak.
A ja tak sobie marzę, że kiedyś będą ludzie, którzy będą się zajmować zwierzątkami z przyjemności i dobrego serca, dostaną za to jedzenie i nocleg i czego im potrzeba od innych dobrych ludzi, zwierzątka będą żyć sobie w swoich środowiskach spokojnie (rozrywając sobie gardła, seksując się co 25 minut przez 3 dni bez jedzenia i wody, patatajając sobie 800 km ''bo tak''), bo głupi ludzie nie będą istnieć i nie będą ich tłuc bez sensu, a turyści będą mogli tam zjeżdżać zewsząd, bo ich kurwa w końcu będzie STAĆ na wycieczkę życia i nie umrą poznawszy tylko trzy miasta w obrębie swojego województwa. I że nie trzeba będzie angażować całego narodu i połowy świata w jednorazowej kampanii raz na 5 lat, żeby uratować 1,25 nosorożca i 5 ton trawy, które zostały zdewastowane przez inny naród i drugie pół świata.
Zadziwia mnie nadal to, jak ludzie komplikują swoje życie, ile tworzą abstrakcji, jak się zapętlają... Całe życie pragnąc prostych rzeczy. Chcąc się napić wody stworzą filtry, rury, kubki, szklanki, dzbanki, łyżki, słomki, butelki, puszki, zapory
i chujwiecojeszcze, a potem każą zapłacić sobie za wodę + wydobycie + transport + dodanie konserwantów + pudełko na nią + wyrzucenie pudełka + przetworzenie pudełka + atest pudełka i sam nie wiem co jeszcze.. Aż dochodzi do sytuacji, w której podanie komuś kubka wody w upalny dzień jest zbyt kosztowne.
Że nie wspomnę o ''biednych dzieciach w Afryce'', które to nie mają jedzenia, więc wg naszych rodziców i babć, mamy zjadać cały nasz obiad - czyli egoistycznie korzystać z dobrodziejstwa naszego klimatu i statusu ekonomicznego, bo dzięki Miłosiernej Opatrzności my mamy kartofle, a oni nie. Apetytu nie może nam oczywiście odebrać widok dziecięcego szkieletu
z innego kontynentu (bo nawet nasza babcia takowego nie widziała na oczy całe swoje życie), a nasza paskudna marchewka
z groszkiem nie może zostać odesłana do głodujących (nawet w NASZYM kraju). W ogóle poraża mnie nadal siła tych pfff ''argumentów''. Tak samo pokrętnych jak powyższe ujęcie wody, którą codziennie wyszczywamy do innej wody...
Jedz, bo dzieci w Afryce nie mają. I co to ma niby znaczyć? Musisz jeść nawet jeśli nie chcesz? Dlatego, że na innym kontynencie panuje głód? Do jakich ogromnych konsekwencji, dla innego dziecka X km od ciebie, prowadzi nie zjedzenie twojego schabowego? No ja wiem, że fizycy nadal pracują nad splątaniem kwantowym... Ale na nieszczęście wiem też, że to jeszcze nie te czasy, żeby sobie przesyłać zupę za pomocą transportera albo miski z napędem warp.
Cały świat jest zbyt kosztowny. A my, durna cywilizacja, płacimy podatek od życia na pół gwizdka, niezwiązany
z utrzymaniem tego świata w porządku i pokoju. A komu? No chyba kurwa Jowiszowi.
Otóż narrator, w tym moim dokumencie o Afryce, wspomniał, że park jest unikalnym dziedzictwem czegoś-tam, kolebką życia i w ogóle super-hiper-wow oraz, że utrzymuje się z turystyki. No i tak sobie myślę... No fajnie, ogół społeczeństwa nie składa się na dotacje państwowe, na utrzymanie i ochronę X hektarów trawy, na której stołują się lwy (choć zapewne i tak się składa, bo składa się zawsze i na wszystko). No fajnie, że można pojechać, dowiedzieć się, że tak wygląda:
I że nikt nie śmieje się tak pięknie jak Gloria. Oczywiście w super-upale, z przewodnikiem, którym gardzimy ze względu na kolor skóry, klapkami kubota, skarpetkami i torbą z biedronki. No, ale tak z drugiej strony.. Przypomina mi się Star Trek i tekst, że tam ludzkość już dawno przestała korzystać z pieniędzy, że ludzie rozwijają się i robią coś, bo chcą. Dzisiejsza ludzkość korzysta z kasy i robi coś jeśli musi i rozwija się w mniej ambitnym kierunku (oglądanie sawanny na street view to byłoby coś w sam raz, gdyby niektórzy ogarniali co to w ogóle jest ta cała 'sawanna'). To oczywiście nakazuje ludzkości robić z ''kolebki'' biznes, bo ludzkość nie może sobie pozwolić na dbanie o wszystkie ważne, ładne miejsca bez ogromnych nakładów kasy.
I tak jedni ludzie chronią zwierzątka, bo drudzy ludzie im za to płacą, przed trzecimi ludźmi, którzy chcą zabić zwierzątka, bo czwarci ludzie im za to płacą, podczas gdy piąci ludzie oglądają to, dając kasę na ochronę zwierzątek. Kasa ta idzie do kolejnych ludzi, którzy dostarczają zasoby tym pierwszym ludziom, pod nadzorem innych ludzi, kierownictwem jeszcze innych i zarządem jeszcze jednych. Aż do pana Stasia, stróża nocnego przy elektrycznym pastuchu. Pod patronatem radia Z-jak-Zebra i udziale kościoła rydzykowskiego. Bo tak.
A ja tak sobie marzę, że kiedyś będą ludzie, którzy będą się zajmować zwierzątkami z przyjemności i dobrego serca, dostaną za to jedzenie i nocleg i czego im potrzeba od innych dobrych ludzi, zwierzątka będą żyć sobie w swoich środowiskach spokojnie (rozrywając sobie gardła, seksując się co 25 minut przez 3 dni bez jedzenia i wody, patatajając sobie 800 km ''bo tak''), bo głupi ludzie nie będą istnieć i nie będą ich tłuc bez sensu, a turyści będą mogli tam zjeżdżać zewsząd, bo ich kurwa w końcu będzie STAĆ na wycieczkę życia i nie umrą poznawszy tylko trzy miasta w obrębie swojego województwa. I że nie trzeba będzie angażować całego narodu i połowy świata w jednorazowej kampanii raz na 5 lat, żeby uratować 1,25 nosorożca i 5 ton trawy, które zostały zdewastowane przez inny naród i drugie pół świata.
Zadziwia mnie nadal to, jak ludzie komplikują swoje życie, ile tworzą abstrakcji, jak się zapętlają... Całe życie pragnąc prostych rzeczy. Chcąc się napić wody stworzą filtry, rury, kubki, szklanki, dzbanki, łyżki, słomki, butelki, puszki, zapory
i chujwiecojeszcze, a potem każą zapłacić sobie za wodę + wydobycie + transport + dodanie konserwantów + pudełko na nią + wyrzucenie pudełka + przetworzenie pudełka + atest pudełka i sam nie wiem co jeszcze.. Aż dochodzi do sytuacji, w której podanie komuś kubka wody w upalny dzień jest zbyt kosztowne.
Że nie wspomnę o ''biednych dzieciach w Afryce'', które to nie mają jedzenia, więc wg naszych rodziców i babć, mamy zjadać cały nasz obiad - czyli egoistycznie korzystać z dobrodziejstwa naszego klimatu i statusu ekonomicznego, bo dzięki Miłosiernej Opatrzności my mamy kartofle, a oni nie. Apetytu nie może nam oczywiście odebrać widok dziecięcego szkieletu
z innego kontynentu (bo nawet nasza babcia takowego nie widziała na oczy całe swoje życie), a nasza paskudna marchewka
z groszkiem nie może zostać odesłana do głodujących (nawet w NASZYM kraju). W ogóle poraża mnie nadal siła tych pfff ''argumentów''. Tak samo pokrętnych jak powyższe ujęcie wody, którą codziennie wyszczywamy do innej wody...
Jedz, bo dzieci w Afryce nie mają. I co to ma niby znaczyć? Musisz jeść nawet jeśli nie chcesz? Dlatego, że na innym kontynencie panuje głód? Do jakich ogromnych konsekwencji, dla innego dziecka X km od ciebie, prowadzi nie zjedzenie twojego schabowego? No ja wiem, że fizycy nadal pracują nad splątaniem kwantowym... Ale na nieszczęście wiem też, że to jeszcze nie te czasy, żeby sobie przesyłać zupę za pomocą transportera albo miski z napędem warp.
Cały świat jest zbyt kosztowny. A my, durna cywilizacja, płacimy podatek od życia na pół gwizdka, niezwiązany
z utrzymaniem tego świata w porządku i pokoju. A komu? No chyba kurwa Jowiszowi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)